Rozmowa z Patrykiem Tomiczkiem

Rozmawiamy z dyrektorem artystycznym 16. Festiwalu Filmowego Cropp Kultowe Patrykiem Tomiczkiem. Festiwal odbywał się w dniach 17-26 maja w Katowicach. Wydarzenie było współfinansowane przez PISF – Polski Instytut Sztuki Filmowej.

 

PISF: Od kiedy współtworzysz Festiwal Filmów Cropp Kultowe i co spowodowało twoje zainteresowanie tą imprezą?

 

Patryk Tomiczek: Z festiwalem jestem związany od ósmej edycji – najpierw jako wolontariusz, później jako współorganizator. Od trzynastej edycji jestem dyrektorem artystycznym Festiwalu Filmów Kultowych, który w tym roku przyjął nazwę Festiwalu Filmowego Cropp Kultowe.

Dzielić się kinem

Co spowodowało moje zainteresowanie tą imprezą? Zawsze chciałem organizować festiwale i przeglądy i poprzez nie dzielić się kinem. Przyznaję, że w trakcie współorganizowania tego festiwalu zmieniły się moje preferencje filmowe. Na początku Festiwal promował kino artystyczne – odbywały się przeglądy Antonioniego, Haneke czy Hasa. Uznałem jednak, że w naszym kraju brakuje imprezy poświęconej kinu gatunkowemu, które zawsze było mi bliskie.

Potrzeba odkrywania klasyki

Przekonałem się też, że jest potrzeba odkrywania przed festiwalową widownią klasyki. Nawet podczas tej edycji mogłem się przekonać, że np. popularna „Mechaniczna pomarańcza” niekoniecznie jest tak dobrze znana osobom w wieku 19-21 lat. Klasyka kina jest dziś raczej niedostępna w telewizji, więc tym bardziej należy ją popularyzować. Warto pokazywać kino gatunkowe i różne zjawiska popkultury. Posługujemy się przecież na co dzień jej językiem. Jeżeli ktoś jej dostatecznie nie poznał i nie zna np. „Gwiezdnych wojen” to nie zrozumie pewnych kodów kulturowych.

 

Kto jest widzem Festiwalu Cropp Kultowe i jak wygląda frekwencja na tej imprezie w przeciągu ostatnich lat?

 

Widownia nam się odmłodziła. Z roku na rok przybywa młodych widzów, którzy dopiero poznają klasykę filmową. Są też starsze osoby, które decydują się wybrać do kina po raz kolejny na seans ulubionego tytułu. Dla mnie ważna jest ta publika, która dopiero poznaje kino, odkrywa najważniejsze filmy w historii kina. Frekwencja ubiegłoroczna wyniosła osiem tysięcy osób. W ubiegłym roku skróciliśmy też czas trwania festiwalu do dziesięciu dni. To spowodowało, że więcej osób do nas przyjeżdża, głównie z południa Polski: Wrocławia, Krakowa, aglomeracji śląskiej. Choć też obecni są widzowie z dalszych zakątków kraju.

 

Które punkty programu tegorocznej edycji Festiwalu Cropp Kultowe wydają ci się najistotniejsze?

 

Trudne pytanie… Szczególną wagę przywiązywałem do Johna Watersa. To reżyser absolutnie kultowy i chyba nikt nie podważy wyjątkowego statusu autora „Lakieru do włosów”. Zależało nam, żeby wypromować trochę to nazwisko, bo dopiero przy organizacji tej retrospektywy przekonałem się, że nie jest dostatecznie kojarzone i nie jest tak rozpoznawane jak mi się wcześniej wydawało.

 

Bardzo jestem zadowolony z cyklu „Love is Pain”, który powstał na krótko przed zamknięciem programu, ale ze względu na swoją przekrojowość i różnorodność bardzo mi się podoba. W jednym bloku umieściliśmy tak różne filmy, jak „Casablanca”, „Ostatnie tango w Paryżu” czy „Edward Nożycoręki” i „Oczy szeroko zamknięte”.

Oswojenie z pewnym typem kina

Przywiązuję dużą wagę do cykli, które były prowadzone przez zaproszonych gości, jak „VHS Hell” kierowany przez Krystiana Kujdę, „Pora zwyrola” Jacka Dziduszko czy „Najgorsze filmy świata” Jacka Rokosza. Muszę podkreślić, że staramy się pokazywać bardzo różnorodne kino – i to z najwyższej półki, artystycznie wybitne, ale też filmy zwyczajnie złe. Dlaczego? Chodzi nam o oswojenie się z pewnym typem kina, pokazanie nie tyle konkretnych tytułów co pewnego zjawiska. Dlatego m.in. wyświetlamy filmy z VHS-ów – sam jestem przyzwyczajony do tej estetyki, ale młodsza widownia musi się z nią dopiero oswoić, zobaczyć jak wyglądał odbiór kina w latach 80. i początku 90.

 

W programie znalazły się także prelekcje – krytycy np. zapowiadali dany tytuł.

 

Zawsze nam zależało, żeby festiwalowe seanse nie były „suche”, żeby posiadały jakiś dodatek. Dlatego są m.in. prelekcje. Kiedyś prowadzili je niemal wyłącznie wykładowcy Uniwersytetu Śląskiego, teraz zapraszamy prelegentów z całej Polski. Oprócz nich mieliśmy różne wydarzenia okołofilmowe, które w formie zabawy zwracały uwagę na konkretny tytuł.

 

Podczas festiwalu odbywały się także wykłady – o sekwencjach z filmów chociażby Davida Finchera czy Sergio Leone.

 

Do udziału zaprosiliśmy wykładowców z Uniwersytetu Śląskiego oraz kilku krytyków. Chodziło nam o pokazanie wybranych przez naszych prelegentów fragmentów filmowych i wskazanie na pewne zabiegi, konstrukcje filmowe, a także historię konkretnego tytułu.

 

Zależy nam, żeby festiwal miał formę zabawy, ale też żeby można było poprzez niego dowiedzieć się czegoś nowego, poznać nieznane wcześniej zjawiska. Nawet poprzez cykl „Najgorsze filmy świata” można przekazać pewną wiedzę, np. wyjaśnić zastosowane w filmie stylistyczne zabiegi. Najlepiej przecież uczyć się na cudzych błędach.

 

Do kina na waszym festiwalu przyciągają też akcje specjalne, gadżety.

 

Pokazujemy bardzo różne kino, od poważnej klasyki artystycznej po kino totalnie niszowe. Nie wiem, czy jest drugi taki festiwal, który mieści w jednym cyklu „500 dni miłości” i „Szamankę” Andrzeja Żuławskiego. Dodatki służą temu, aby uatrakcyjnić pokazy. Część widzów może znać dany tytuł, ale chce go zobaczyć w naturalnych warunkach kinowych, do których często te filmy były przeznaczone, więc zdajemy sobie sprawę, że seanse znanych tytułów dobrze jest uatrakcyjnić. Nie chcemy, żeby było to tylko wejście na seans i wyjście. Choć oczywiście musimy też wyważyć, do jakich filmów pasuje taka zabawa kinem i mrugnięcie okiem, a do jakich po prostu nie. W tym roku takie zabawy doskonale się udały. Znakomita była reakcja ludzi, którzy np. w kilka godzin przed seansem potrafią „zrobić swojego crittersa”. Podczas pokazu tych klasyków epoki VHS przyszło kilka osób, które zrobiły z różnych kawałków materiału crittersy, a jedna osoba nawet upiekła critta!

 

Jak porównujesz tegoroczną edycję do poprzednich? W jaką stronę zmierza ta impreza?

 

Na pewno wzrosła liczba sprzedanych karnetów, więcej też osób przyjeżdżało z całej Polski, co mnie bardzo cieszy, bo zawsze mi na tym zależało, żeby to nie była impreza lokalna i regionalna. Na pewno udało się ściągnąć fenomenalnych prelegentów. Zwiększyło się zainteresowanie mediów, byliśmy też bardziej zauważalni na mieście przez billboardy czy inne formy reklamy.

 

Na przyszłość na pewno musimy zastanowić się nad pewnymi proporcjami programowymi, bo z jednej strony chcemy pokazywać różnorodność kina, ale też zauważyłem, że pewne cykle w dotychczasowej formule nie mają zwyczajnie racji bytu. Co dalej z festiwalem? Chcemy go rozwijać, chcemy bardziej „opakowywać” te seanse, żeby więcej się na nich działo. Tak jak to było podczas seansu z improwizującym na żywo lektorem. Jedna z recenzentek obecnych na Cropp Kultowe napisała po tej projekcji, że pokazywany film nie byłby po prostu zjadliwy, gdyby nie był obudowany zabawnym komentarzem. Byłem bardzo ciekaw reakcji widowni, bo to nie była standardowa projekcja. Trudno zachęcać do projekcji, która nie wiadomo jak będzie wyglądała, bo niewiadomo w którą stronę pójdzie lektor w improwizowanym dialogu. Na szczęście się udało! I projekcja „Bestii o milionie oczu” okazała się jednym z najważniejszych wydarzeń Cropp Kultowe.

 

W przyszłości chcemy dokonywać jeszcze bardziej starannej i wyszukanej selekcji, sprowadzać filmy mniej znane, żeby widownia z jednej strony otrzymywała kanon filmowy, a z drugiej odkrywała nowe tytuły.

 

Festiwal Cropp Kultowe to ten rodzaj imprezy, kiedy na seansie spotykają się dwa rodzaje widzów – osoby oglądające dany tytuł po raz kolejny oraz ci, którzy widzą coś po raz pierwszy. Pod kinem można usłyszeć, że jednorazowe obejrzenie filmu to dopiero początek przygody, a do wielu tytułów warto wrócić.

 

Wydaje mi się, że w czasach, gdy dostęp do filmów stał się łatwiejszy i w tej bogatej ofercie trudno się zorientować, co jest bardziej a co mniej ważne musimy ukierunkować widownię, wskazać „ten film jest ważny”.

 

Tak jak mówisz, nasza widownia dzieli się na tą, która się oswoiła z danym filmem i chce po prostu do niego powrócić, oraz taką, która dopiero pierwszy raz się z nim styka. Zdarzają się widzowie, którzy liczą sobie kilkadziesiąt lat, a po raz pierwszy oglądają „Psychozę” Hitchcocka.

 

Jak wygląda tworzenie festiwalu, kto bierze udział w organizacji tego wydarzenia?

 

Dyrektorem jest Tomasz Szabelski, a organizatorem Stowarzyszenie Inicjatywa. Sumiennie wspiera nas Polski Instytut Sztuki Filmowej, także Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego oraz Miasto Katowice. Mamy też sponsorów. W tym roku dołączył do nas sponsor tytularny – marka Cropp, która nas wspiera nie tylko na poziomie finansowym, ale też merytorycznym. Pewne rzeczy na pewno na przyszły rok będziemy musieli dopracować, ale już teraz jesteśmy zadowoleni z nowego wizerunku Cropp Kultowe.

 

Zależy nam, żeby w przyszłości poszerzyć Festiwal o kolejne działalności artystyczne – chcemy, żeby film pozostał w centrum, ale związać do mocniej z innymi dziedzinami sztuki: plastyki, muzyki czy teatru.

Porozumienie z widzami

Nie można budować festiwalu, który ma w nazwie „kultowe” bez porozumienia z widzami. Kultowość nie istnieje bez grupy osób, dlatego zależy nam na nieustannym komunikowaniu się z naszymi odbiorcami. Facebook jest narzędziem, które nam pozwala na taką komunikację przez cały rok. Dzięki temu poznaliśmy bardzo wiele osób, doszło do wymiany opinii o typie kina, które oglądają, o preferencjach. Musimy z jednej strony promować kino, z drugiej też zwyczajnie odpowiadać na zapotrzebowania widowni.

 

Więcej informacji o 16. Festiwalu Filmowym Cropp Kultowe: www.croppfilmykultowe.pl.

 

Z Patrykiem Tomiczkiem rozmawiała Marta Sikorska

03.06.2013