Rozmowa z Sigrid Dyekjær

Podczas 10. Planete Doc Film Festival rozmawialiśmy z Sigrid Dyekjær – jedną z najbardziej doświadczonych producentek filmowych w Danii i współzałożycielką firmy Danish Documentary. Podczas festiwalu wygłosiła ona wykład „Pilot filmu dokumentalnego jako skuteczny sposób pozyskiwania funduszy na produkcję filmu” w ramach sesji otwartej programu DOK. Incubator.

 

PISF: Poprowadziłaś w Warszawie bardzo inspirujący wykład o tym, jak zrealizować zwiastun swojego filmu dokumentalnego. Podczas ostatniej edycji festiwalu IDFA pokazałaś, jak mogą wyglądać działania promocyjne wokół premiery filmu. Prezentacja „Free The Mind”, którego jesteś producentką była połączona m.in. ze wspólnym medytowaniem widzów i twórców dokumentu… Dlaczego warto w ten sposób prezentować filmy?

 

Sigrid Dyekjær: Mój wykład dotyczył tego, jak rozpoczynać realizację filmu dokumentalnego. Od momentu kiedy rozwijamy pomysł na film powinniśmy także myśleć o tym, kto będzie jego odbiorcą, kto powinien go zobaczyć. Czy jest to widownia międzynarodowa, czy krajowa? Reżyser wspólnie z producentem filmu powinien to poważnie przedyskutować. Dania jest bardzo małym krajem, mieszka tu niewiele ponad 5 milionów ludzi. Gdybyśmy tworzyli filmy tylko na lokalny rynek zasięg naszych filmów byłby niewielki.

 

Wzrasta grupa ludzi zainteresowanych filmem dokumentalnym

 

Uważam, że dziś coraz bardziej wzrasta grupa zainteresowana oglądaniem filmów dokumentalnych. Ludzie chcą wracać nawet do tych starszych dokumentów, one się nie starzeją. W przypadku filmu „Free The Mind” chcieliśmy dotrzeć do masowego widza. Wiedzieliśmy, że będzie to trudne, ponieważ joga czy medytacja i buddyzm to nie jest coś mainstreamowego, jeszcze nie. Jednak te ruchy stają się coraz popularniejsze. Wiemy, że zrealizowaliśmy film o nauce, jednak chcieliśmy go uczynić przystępnym. Organizowanie wokół pokazów wydarzeń specjalnych w tym pomaga. Akcje promocyjne organizujemy jednak niemal wyłącznie przy okazji festiwali, raczej nie robimy tego wprowadzając film do kin. Film trafia właśnie do kin w Niemczech (w 60 miastach), USA (na razie 15 miast) i Kanadzie (10 miast). Trudno za każdym razem organizować wydarzenie specjalne wokół pokazu.

 

Premiera w 80 kinach jednocześnie

 

Prezentację na IDFA robiliśmy wspólnie z jednym z bohaterów – profesorem Richardem Davidsonem, jednym z najbardziej znanych światowych specjalistów od badań nad ludzkim mózgiem. Profesor jest chyba najlepszym ambasadorem naszego filmu, podróżuje po całym świecie, wygłasza wykłady. Jemu także chcieliśmy zaimponować, była to światowa premiera „Free The Mind”. Profesor brał udział również w duńskiej premierze filmu, która odbywała się w 80 kinach jednocześnie. Później w jednym z kin mieliśmy spotkanie po filmie, które również było transmitowane do innych kin. Cieszymy się, że organizatorzy festiwalu wspomogli naszą premierę, dzięki temu łatwiej jest nam docierać do międzynarodowej publiczności.

 

Co sprawiło, że postanowiłaś zająć się filmem dokumentalnym?

 

Produkuję zarówno filmy dokumentalne, jak i fabularne. Zaczynałam w reklamie, pracowałam w tej branży przez 4 lata i zrealizowałam wiele reklam. Dzięki tej pracy dowiedziałam się, jak wygląda proces realizacji filmu. Był to przyspieszony kurs filmowy, ponieważ rocznie robiliśmy około 100 filmów reklamowych, w różnych miejscach. Wyniosłam z tego okresu dużą wiedzę na temat produkowania filmów. Po jakimś czasie strasznie mnie jednak już irytowało robienie historii, których czas trwania wynosił zazwyczaj 30 sekund. Zaczęłam studiować dramaturgię i zajmować się teatrem, jednak „dzianie się” w teatrze było dla mnie zbyt powolne. Nie wiedziałam wtedy, że realizacja filmu jest jeszcze powolniejsza niż wystawianie sztuki (śmiech).

 

Odeszłam z branży reklamowej, kiedy chciałam zająć się moimi dziećmi, w pracy za często się kłóciłam, gdy ludzie zadawali jakieś beznadziejne i głupie pytania. Miałam dosyć i zrezygnowałam. Nie wiedziałam czym się zajmę, ale jeden ze współpracujących z naszą agencją reżyserów miał własną firmę produkcyjną. Tam poznałam znakomitego montażystę Jacoba Thuesena, który współpracuje m.in. z Larsem von Trierem oraz montażystę Pera K. Kirkegaarda, który współtworzył m.in. „Armadillo – wojna jest w nas”. Oni dwaj tak naprawdę zainspirowali mnie, by zająć się filmem dokumentalnym.

 

Opieranie się na rzeczywistości niesie ze sobą wiele wyzwań

 

Moim zdaniem praca nad dokumentem jest bardziej wymagająca niż realizowanie fabuły. Pracując nad filmem fabularnym zawsze możesz zmienić scenariusz, zatrudnić lepszych aktorów, to produkt bardziej komercyjny. Opieranie się na rzeczywistości niesie ze sobą wiele wyzwań, także osobistych. Jak robić film, by nie skrzywdzić bohaterów, jak wytłumaczyć im co oznacza udział w filmie i jak żyć ze zrobieniem danego tematu przez całe życie. To duża odpowiedzialność. Podoba mi się ta psychologiczna rozgrywka, która ma miejsce podczas zdjęć oraz stopień zaangażowania, jaki jest niemożliwy przy robieniu fabuły. Robienie filmów dokumentalnych wiele wynagradza na poziomie osobistym, prezentowanie swojego tematu na całym świecie również.

 

Fabuła jest sztuczna

 

Fabuła jest sztuczna, brakuje jej głębi jej siły, jaką ma dobry dokument. Gdy oglądam filmy z moimi dziećmi to nasze rozmowy po obejrzeniu filmu dokumentalnego są ciekawsze. Mieszkamy w bogatym kraju, powiedziałabym „rozpieszczonym” przez system społecznych przywilejów. Trudniej tu dzieci edukować, jaki naprawdę jest świat, pokazywać z czym zmagają się ludzie. Wspólne oglądanie filmów dokumentalnych może w tym pomóc. Dzieci rozumieją moją pracę i ją doceniają, co wynagradza mi wiele rzeczy, jakie muszę dla filmu poświęcać.

 

Razem z czterema reżyserkami założyłaś firmę producencką Danish Documentary.

 

Tak, właściwie to zostałam zaproszona do wspólnej pracy. Ale przedtem postanowiłam zająć się montażem. Nie studiowałam w szkole filmowej, wszystkiego nauczyłam się właśnie w montażowni, od Jacoba Thuesena i Pera K. Kirkegaarda. Pierwszym produkowanym przeze mnie filmem był „Detour to Freedom”, nadal bardzo go lubię. Dzięki pracy nad tym filmem udało mi się zapoznać ze sobą kilka osób, z którymi pracuję do dziś. Sercem filmu dokumentalnego jest montaż. Oczywiście, filmowanie jest podstawowym działaniem, ale chyba nawet ważniejszy jest montaż. Pracujemy w ten sposób, że kręcimy i od razu montujemy, nie rozciągamy tego procesu w czasie. Nie idziemy normalną drogą: od pisania scenariusza poprzez zdjęcia do montażu. To coś sztucznie odziedziczonego po fabule, a niemającego nic wspólnego z realizacją filmów dokumentalnych.

 

Otwarci na rzeczywistość

 

Trudno jest mi także nazwać moją pracę „produkcją” to raczej development. Podczas powstawania filmu często na przykład wracamy do jakiegoś wątku, ponownie odwiedzamy bohaterów, realizujemy kilka zwiastunów filmu na początku i w trakcie zdjęć. W ten sposób jesteśmy otwarci podczas całej realizacji na rzeczywistość, w której nie da się niczego przewidzieć. Jedna z reżyserek, z którą pracuję, Phie Ambo nauczyła mnie tego, że jeśli od początku zna odpowiedzi, jakich udzieli jej film to nie warto go robić. Jeśli natomiast na początku pracy pojawia się pewien znak zapytania, wtedy jest gotowa do podjęcia się danej realizacji.

 

Czy taka metoda pracy nie jest twoim zdaniem zbyt droga?

 

Zawsze, zawsze ta kwestia pieniędzy! Jasne, są one potrzebne, ale przede wszystkim liczy się praca. Nie jesteś reżyserem filmowym, jeśli nie kręcisz – tym powinieneś się zajmować przede wszystkim. Idź i kup kamerę! Dzisiaj możesz zacząć od filmowania twoim telefonem komórkowym, choć w dzisiejszych czasach można kupić kamerę całkiem tanio. Zrób rodzinną imprezę, na której wszyscy zrzucą się na sprzęt. Kup kamerę, zanim będziesz mieć komputer. Zacznij filmować, bo tylko tak dowiesz się, czym jest kino.

 

Pracujesz, więc ciągle się rozwijasz

 

Mamy teraz kryzys finansowy i nie można siedzieć i czekać z założonymi rękoma, aż ktoś da nam pieniądze. Trzeba pracować i dzięki temu zdobywać fundusze. Jeśli pracujesz i ciągle się rozwijasz uda ci się zdobyć pieniądze. Wyznaczaj sobie cele, które pozwolą ludziom z pieniędzmi wejść w twój projekt, co oznacza konieczność realizacji zwiastuna twojej produkcji, zanim zacznie się prawdziwa praca produkcyjna. Po jakimś czasie zrealizuj nowy zwiastun, pokazujący postęp w twojej pracy.

 

Potrzebna pomoc profesjonalistów!

 

DOK. Incubator jest programem dla osób pracujących już nad postprodukcją obrazu, ale nawet na poziomie rough-cut możesz zdobyć dodatkowe fundusze. Jednak często będziesz potrzebować na tym etapie pomocy profesjonalistów. Twój film, jeszcze nieukończony, powinni zobaczyć np. montażyści. Trzeba także obserwować programy takie jak MEDIA – w Europie mamy naprawdę szczęście, że mamy taki program. W USA nie mają czegoś takiego. Jednak potrzebujemy więcej i więcej nakładów na programy wspierające projekty właśnie w fazie rough-cut.

 

Czym szczególnym wyróżniają się warsztaty DOK. Incubator, podczas których prowadzisz zajęcia?

 

Warsztaty te są połączeniem dwóch strategii: pomagają w pracach nad ukończeniem filmu, a jednocześnie pomagają zająć się marketingiem i PR-em. Tutaj można się nauczyć sposobów, jak zdobywać widzów, po co i dla kogo robi się dany film. Zajmujemy się na zajęciach także dystrybucją i strategią festiwalową dla danego tytułu. To może przynieść bardzo korzystne efekty. Jest też możliwe, że trzeba będzie np. zmienić plakat, który sobie wymyśleliśmy, przemontować zwiastun.

 

Czy uważasz, że producent powinien zajmować się każdym etapem powstawania, a później promowania filmu?

 

Absolutnie tak. Dystrybucja, PR, marketing – nad tym trzeba stale pracować. Nie może to jednak polegać na ciągłym proszeniu reżysera, a to o fotosy, a to o fragmenty filmu. To ma być bardziej dyskusja, debata, często producenta z samym sobą. Reżyser musi być otwarty, także na to, w którą stronę film zmierza. Ja nie mogę mu przeszkadzać. Mam agenta, który zajmuje się PR-em, z którym blisko współpracuję. Od samego początku jest w każdym projekcie. Na przykład teraz robimy film o farmie ekologicznej i bez przerwy rozmawiamy o tym, czy bardziej skupić się na temacie jedzenia czy raczej na środowisku naturalnym. A może powinien być to film o ekologii i ekonomii? Wciąż jeszcze rozwijamy ten projekt i szukamy głównego wątku.

 

Czas na dyskusje

 

Z naszym PR-managerem dyskutujemy nad wszystkimi opcjami równolegle. Już teraz zastanawiamy się nad plakatami do każdej z tych wersji. Wiem na przykład, że reżyserka będzie mieć swoje zdanie na temat tych plakatów, będzie mieć inne niż nasza koncepcje. Wiem to, bo już z nią pracowałam. Jednak wszyscy jesteśmy otwarci na dyskusje. Wiem o tym projekcie równie wiele jak ona, bo podczas całego procesu twórczego nie odstępuję jej na krok, nie odsuwam się w cień. Robimy to razem.

 

Czy każdy projekt potrzebuje kilku możliwych rozwinięć, dróg, którymi pójdzie historia?

 

Tak, trzeba mieć kilka „odnóg” dla danej historii. Trzeba być otwartym, tylko tak jesteśmy w stanie pozyskać najlepsze sceny, których nie da się przewidzieć wcześniej.

 

Nad iloma projektami pracujesz w ciągu roku?

 

Nasze filmy powstają dosyć długo. Powiedziałabym, że są to przedziały 3, 5 albo nawet 7 lat – „Klasztor. Pan Vig i zakonnica” powstawał właśnie 7 lat. Preferuję filmy, których realizacja nie trwa więcej niż 5 lat. Dlatego zajmuję się kilkoma projektami w ciągu roku, nie można żyć z robienia przez cały rok jednej rzeczy. Oczywiście są to produkcje na różnych etapach realizacji. Kilka wymaga dużej uwagi, w przypadku innych czekamy na rozwój wydarzeń by móc rozwinąć historię. Bardzo dużo podróżuję i często w samolocie pracuję nad wszystkimi rozwijanymi właśnie projektami, aby być na bieżąco. Dużo czasu poświęcam reżyserom, z którymi pracuję, ponieważ najważniejsza i kluczowa w robieniu filmu jest dla mnie relacja reżyser-producent. Jasne, czasem moi reżyserzy i reżyserki skarżą się: „Gdzie jesteś, bardzo cię potrzebuję”. Jasne, ja często mam podobnie, też muszę czuć wsparcie z ich strony. Myślę też, że to, co trzyma nas razem, to po prostu przyjaźń.

 

Co jest najtrudniejsze w twojej pracy?

 

Bycie jednocześnie najlepszym przyjacielem reżysera, ale także najlepszym przyjacielem filmu. Trzeba zaprzyjaźnić się z bohaterami i z tymi, którzy finansują projekt. Muszę mieć bardzo dobre psychiczne nastawienie do tego wszystkiego, każdego dnia, a dzieją się różne dramaty. To praca dla dobrego stratega. Czasem trzeba mówić wprost, czasem wystarczy bycie miłą. Film wymaga też rzeczy praktycznych, jak na przykład złożenie wniosku o dofinansowanie w terminie. Wydaje mi się, że reżyserzy, z którymi pracuję mnie szanują, bo umiem i chcę walczyć o ich filmy. Wiedzą, że nie odpuszczam.

 

Podczas 10. Planete+ Doc duńskie filmy zdobyły aż 5 nagród, podobnie dzieje się na innych festiwalach. Co sprawia, że duńskie produkcje odnoszą sukcesy?

 

To chyba połączenie kilku rzeczy. Mamy znakomity system dofinansowań, dostajemy odpowiednie wsparcie od Duńskiego Instytutu Filmowego i także od stacji telewizyjnych. Utalentowani ludzie w Danii mogą liczyć na duże wsparcie. Ważne są też pieniądze z Unii Europejskiej i programu MEDIA, to dzięki nim naprawdę robimy film, bo możemy sobie pozwolić np. na zatrudnienie dobrego kompozytora i bardzo długi etap montażu. Mamy znakomitą szkołę filmową. Przez cztery lata studenci reżyserii pracują wspólnie z producentami, z operatorami i montażystami. Język filmu poznają zatem już znakomicie w szkole, uczą się także współpracy. Jednak ciągle musimy rozmawiać między sobą, a także z przedstawicielami instytucji finansujących kino jak coraz lepiej robić filmy.

 

Jak widzisz przyszłość filmu dokumentalnego?

 

Montażyści, z którymi pracuję realizują także filmy fabularne. Wydaje mi się, że w nadchodzących latach coraz więcej będzie projektów łączących dokument i fikcję. W przyszłości bardziej skupimy się też na sposobach opowiadania historii, na związkach reżysera z bohaterami filmu. To się będzie rozwijało w obie strony, w fabule pojawi się więcej elementów z kina dokumentalnego. W Danii dzieje się to na coraz większą skalę, np. do filmu fabularnego zapraszani są nieprofesjonalni aktorzy, którzy „grają” samych siebie.

 

Coraz więcej rzeczywistości w filmie fabularnym

 

Odwracamy się od reguł DOGMY, która w zasadzie dotyczyła tylko filmów fabularnych: nie używaj sztucznego światła, nie używaj dużych profesjonalnych kamer, nie nadużywaj montażu. My natomiast wykorzystujemy więcej świateł, więcej technik montażowych, ładnych zdjęć. Jednak w opowiadanych przez nas fabularnych historiach jest coraz więcej rzeczywistości, a w dokumencie mamy więcej fikcji. Ta mieszanka będzie nieustannie prowokować widzów do dyskusji, czy coś jest prawdziwe, czy nie. Mam poczucie, że taka dyskusja nie rozpoczęła się jeszcze naprawdę. Jestem też zdania, że filmy dokumentalne będą coraz bardziej inspirowały widzów do zmieniania swojego życia. Czasami do zmian potrzeba inspiracji, a to można znaleźć w filmach. Ludzie będą się też bardziej angażować w akcje społeczne, żyć bardziej ekologicznie – dzięki przykładom z kina, dzięki bohaterom filmów i ich indywidualnemu spojrzeniu na świat.

 

Z Sigrid Dyekjær rozmawiała Marta Sikorska

22.05.2013