Rozmowa z twórcami filmu "Łowcy miodu"

Rozmawiamy z twórcami filmu dokumentalnego „Łowcy miodu. Na ratunek pszczołom” – producentką Dorotą Roszkowską (Arkana Studio) oraz reżyserem i autorem zdjęć Krystianem Matyskiem. Współfinansowany przez PISF – Polski Instytut Sztuki Filmowej film od 22 kwietnia można oglądać w polskich kinach.

PISF: Ile lat trwały przygotowania do realizacji filmu „Łowcy miodu”? Dlaczego zainteresował państwa akurat temat pszczół?

Dorota Roszkowska: Prowadzę ten projekt od roku 2010. Temat wpadł mi przypadkowo: ktoś opowiadał o Baszkirach przyjeżdżających do Polski i uczących adeptów bartnictwa. Zafascynowało mnie, że ruch cywilizacyjny jest odwrotny. Później ten temat wracał – byłam w Moskwie i tam też ktoś powiedział mi, że w Baszkirii są rezerwaty, gdzie uprawia się bartnictwo, że ono tam przetrwało. W Europie bartnictwo wyginęło w XIX wieku. Dziś istnieje program ożywienia bartnictwa w lasach polskich, prowadzony np. przez dyrekcję Lasów Państwowych w Białymstoku. Ale nie tylko, to staje się coraz popularniejsze i modne w całym kraju. Kiedy 6 lat temu zetknęłam się po raz pierwszy z tym tematem to mieliśmy w Polsce 2 bartników: Tomka Dzierżanowskiego i Andrzeja Pazurę.

Krystian Matysek: To my mobilizowaliśmy ich wtedy do działania. Pamiętam, że w czasie naszej produkcji przez ostatnie 2 lata wszystko się tak rozwinęło. W Nadleśnictwie Augustów powstał program przywrócenia bartnictwa w lasach. Polscy bartnicy wyjeżdżają na Zachód, krzewią bartnictwo np. w Szwajcarii czy Austrii. Dziś też nasi bartnicy udzielają lekcji Niemcom i Szwajcarom.

DR: Jak obserwuję na Facebooku to w zasadzie w całej Polsce są bractwa bartne, które powstały w czasie produkcji naszego filmu. To rodzaj fantastycznego kontaktu z przyrodą – jedni uprawiają nordic walking, a drudzy tree climbing – czyli wchodzenie na drzewa i trzymanie pszczół w wydrążonych pniach, tzn. bartnictwo. Fantastyczna inicjatywa. Baszkirzy pomogli ją u nas ożywić, ponieważ tam ta tradycja przetrwała, przekazywana z ojca na syna nieprzerwanie. Jest uprawiana w Baszkirii, na południowym Uralu w Parku Narodowym.

KM: Mieliśmy w Polsce kontakt z Baszkirami, oni od kilku lat przyjeżdżają do Polski, a nasi bartnicy jeżdżą do nich. My wyjechaliśmy poza Park, do wioski oddalonej od niego 150 km, daleko od cywilizacji. I ta prawda znalazła się w naszym filmie. Nasi bohaterowie nie są z Parku, ale z prowincji. Ta tradycja nie przetrwała tylko w Parku, ale trwa w każdym rejonie i każdej baszkirskiej wsi.

DR: W parkach państwo zajęło się ochroną tej tradycji. To, co w Polsce zaginęło kompletnie tam zostało podtrzymane. 

Gdzie realizowane były zdjęcia do filmu?

KM: Baszkiria, Nepal, Paryż, Warszawa, Puszcza Augustowska – to są nasze lokacje. Nie są przypadkowe, każde z tych miejsc ma swoją wartość. Szukaliśmy przede wszystkim tego, co tradycyjne – miejsc, gdzie nie zatracono kontaktu z przyrodą. W Paryżu np. tradycja miejskiego pszczelarstwa trwa od kilkudziesięciu lat i o tym też warto opowiadać w kontekście, jak to rozwija się u nas.

Bartnictwo i pszczelarstwo to praca pszczół dla nas wszystkich. Jak wiemy pszczoły giną i przyczyny tego są dziś szeroko dyskutowane. Państwo w swoim filmie również dołączacie się do tej dyskusji.

DR: To zjawisko leży u podstaw zainteresowania się bartnictwem i pszczelarstwem dzisiaj. Co ciekawe, tym zjawiskiem interesują się także media – czytamy o tym coraz częściej w prasie, informują o tym stacje telewizyjne. Jednak opinie na ten temat wcale nie są jednolite.

KM: Dlaczego giną pszczoły? Powodów jest bardzo dużo. Przystępując do dokumentacji, zdobywałem wiedzę w każdej dziedzinie dotyczącej pszczół i pszczelarstwa. Spotkałem się z profesorem z Wrocławia, który przedstawił mi około 40 tych powodów. Dziennikarze chcą usłyszeć tak w skrócie 3-4 powody. To jest trudne. Wszyscy wiemy, że winna jest na pewno chemia, którą sypiemy na pola. W naszym filmie jeden z włoskich naukowców mówi, że dziś uprawy posypuje się środkami kilkukrotnie bardziej trującymi niż słynne DDT. To robi wrażenie. Ideą mojego filmu nie jest rozwikłanie tej tajemnicy. Chodzi o to, by każdy zastanowił się, co zrobić dla dobra pszczół. Można posadzić koło domu odpowiednie kwiaty, którymi pszczoły będą zainteresowane. Ważne, by pszczołami zainteresować młodych ludzi. Mówi się, że w Polsce pszczelarze to ludzie w wieku 60+, my natomiast wiemy, że coraz więcej dwudziestolatków zakłada koła bartne. Dobrze, że coraz bardziej się to rozkręca.

Ważne, by pszczołami zainteresować młodych ludzi

DR: Naukowcy podają różne przyczyny ginięcia pszczół, różnią się one między sobą w różnych częściach świata. Na pewno dotyczy to Stanów Zjednoczonych, gdzie na wielką skalę odbywa się eksploatacja pszczół w sadach migdałowych, gdzie pszczoły są przywożone by zapylić sad, a później nie są już potrzebne. Pracują tylko jako zapylacze, są często przewożone z miejsca na miejsce i ich rytm biologiczny ulega zakłóceniu. To anomalie spowodowane przede wszystkim chciwością człowieka, brakiem szacunku dla pszczół. Bartnictwo i pszczelarstwo miejskie są drogą odwrotu od intensywnego wykorzystywania pszczół, od intensywnego rolnictwa i próbą powrotu do kontaktu ze stworzeniami, z którymi żyjemy od prawieków.

KM: Mówi się, że najważniejszą rzeczą, jaką mamy dzięki pszczołom to nie miód, tylko to, co one robią – zapylają. Niektórzy twierdzą, że 1/3 całego naszego jedzenia jest uzależniona od pszczołowatych, to kilkadziesiąt tysięcy różnych gatunków – nie tylko te 4 najbardziej lubiane przez pszczelarzy. One wszystkie są potrzebne, by cały ekosystem mógł należycie funkcjonować.

Dlaczego jedną z bohaterek dokumentu została aktorka Magdalena Popławska? Jak trafiliście państwo do pszczelarzy, naukowców?

KM: Pszczoły są głównym tematem, ale bohaterami są Magda Popławska, Kamil Baj i osoby z Baszkirii, Nepalu czy pani Maria Gębala – hodowczyni matek, która także przyczynia się do rozwoju pszczelarstwa. Moją intencją było zrobienie filmu, który mógłby być oglądany przez szeroką widownię. Przez to, że zawód jest męski, chciałem wprowadzić trochę żeńskiego fermentu, stąd chęć, by bohaterką uczynić kobietę. Miałem inne kandydatki, ale Magda była o tyle fajna, bo zakręcona ekologicznie. Jest też wysportowana, a wiedziałem, że w którymś momencie będzie musiała się wspinać na drzewa, czy skały, gdzie umieszczone są barcie. Istotne było, że nie znała pszczelarstwa i od początku chcieliśmy, by razem z widzem poznawała ten temat. Chodziło też o pewną otwartość na pszczoły, żeby pokazać, że można się ich nie bać. Ludzie myślą, że pszczoły to agresywne stworzenia, a najważniejsza jest przecież kwestia zachowywania się względem nich. Możemy razem z nimi funkcjonować.

DR: Aktorka, która nie jest z wykształcenia pszczelarką ma pokazać widzom, że można nauczyć się obcować z pszczołami. Na jej przykładzie widzimy rozwijającą się pasję i radość, jaką daje kontakt z pszczołami.

Skąd w filmie wątek miejskiego pszczelarstwa?

KM: Chciałem się odbić od wszystkich filmów, które powstały wcześniej. Miejskie pszczelarstwo to jeden ze współczesnych trendów. Jest coraz szerzej obecny na świecie – pszczoły hodują ludzie w Nowym Jorku, Paryżu czy Hongkongu. Okazuje się, że pszczoły w mieście mają się lepiej niż na wsi. Tutaj pojawił się nasz drugi bohater – Kamil Baj. Mówiliśmy o rozwoju bartnictwa, jaki nastąpił w trakcie powstawania filmu. To samo wydarzyło się z hodowaniem pszczół w polskich miastach. Kamil na początku naszej przygody miał 2 ule i pracował w korporacji. Dzisiaj całkowicie poświęca się pszczelarstwu, rzucił korporację i ma w mieście 100 uli. Kamil oraz inni pszczelarze wywalczyli sobie prawo do trzymania pszczół w mieście. Zabraliśmy go do Paryża, gdzie zobaczyliśmy, jak Francuzi medialnie wykorzystują hodowanie pszczół. Mieliśmy na przykład zdjęcia na katedrze Notre-Dame, gdzie na dachu kaplicy są ule. Wydaje się, że tam nie ma roślinności, tylko wokół same kamienie. Po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że cała katedra obsadzona jest kwiatami.

Wszyscy też zastanawiają się nad tym, czy pszczoły w mieście to bezpieczna sprawa.  Tego na pewno nie mogą robić amatorzy, którzy postawią ul na dachu i to się samo będzie działo. Pszczelarze, którzy przeszli jakieś szkolenia wiedzą, kiedy np. należy zmienić matkę w ulu, żeby nie doszło do wyrojenia. Wiedza, którą mają pszczelarze sprawia, że to wszystko jest bezpieczne.

„Łowcy miodu” to także niepowtarzalna okazja, aby zajrzeć do wnętrza ula, być naprawdę blisko pszczół. To wszystko dzięki przepięknym zdjęciom.

KM: Rzeczywiście długo się przygotowywałem, jak ten temat ugryźć technicznie. Fotografowanie świata makro wymaga specjalizacji i wyjątkowego podejścia technicznego. Robiłem próby z różnymi kamerami, projekt powstawał w 4K. Dwa lata temu pod tę technologię jeszcze nie wszystkie urządzenia można było wykorzystać. W wyniku testów poszedłem w stronę najbardziej klasyczną – korzystałem z obiektywów, które tylko po dostawieniu pierścieni makro pozwoliły mi zbliżyć się do tego świata. Korzystaliśmy też ze zdjęć slow motion, które pozwoliły uchwycić ten niezwykle szybki świat – oko ludzkie nie jest w stanie go należycie zaobserwować. Na różne sposoby umieszczaliśmy kamery blisko pszczół – np. w Nepalu wciągaliśmy je na linach do wysokich górskich jaskiń, nagrywaliśmy nad przepaściami czy też rwącymi rzekami. To najbardziej ekstremalne zdjęcia w moim życiu.

DR: Warto dodać, że zdjęcia były realizowane m.in. na kamerze Phantom. Krystian wrzucał też np. mini-kamerę do barci i w filmie mamy sporo takiej innowacyjności. Mamy też w filmie pokazany punkt widzenia pszczół, co robi ogromne wrażenie. Było to wyzwanie nie tylko pod względem operatorskim, ale też reżyser nie mógł przewidzieć, jak pszczoły się zachowają. Trzeba było wszystkiego się nauczyć. Na szczęście dużo ludzi, których po drodze spotkaliśmy dzieliło się z nami swoją wiedzą, co umożliwiało zrobienie tych zdjęć.

„Łowcy miodu” to projekt wyjątkowy też dlatego, że fundusze na film zbieraliście państwo poprzez crowdfunding. Dlaczego się na taki krok zdecydowaliście?

DR: To był nasz pierwszy kontakt z crowdfundingiem i pomyślałam, że będzie to jakaś możliwość uzupełnienia budżetu, który był dosyć wysoki. W dodatku wycofał się jeden z koproducentów, którego wkład do budżetu wynosił prawie 20%. Mimo powątpiewania wielu osób w sukces zbiórki uzyskaliśmy bardzo duże zainteresowanie ludzi, prawdopodobnie związane z tym, że jest mnóstwo osób zainteresowanych tematem – nie tylko bezpośrednio pszczelarstwem ale np. zdrowym trybem życia. Ci ludzie zareagowali – w sumie około 200 osób. Uzyskaliśmy 200% założonego celu. Dzięki tej kampanii film zaczął żyć szerzej. Także dzięki niej pojawił się dystrybutor Mayfly, który wprowadza „Łowców miodu” do kin. Polecam crowdfunding jako działalność promocyjną. Dzisiaj dla dokumentu najtrudniejsze jest dotarcie do publiczności. Jeśli na tak wczesnym etapie uda się ją zmobilizować to jest to ogromny plus. Pierwszy odzew jest niesłychany, dystrybutor organizuje pokazy dla szkół, czy też prezentacje filmu połączone m.in. z warsztatami pszczelarskimi. Trzeba edukować dzieci i młodzież i w tym pomaga obecność filmów dokumentalnych w kinach.

Cel – odrodzenie filmu przyrodniczego w Polsce

KM: Znakomicie, że trafiliśmy na trochę szalonego dystrybutora, dzięki któremu szeroko zaistniejemy w kinach, także w multipleksach. Dziś film dokumentalny po festiwalach czekają co najwyżej dwie emisje w telewizji. Cała akcja crowdfundingowa, ale też strona projektu w Internecie oraz kontakty ze środowiskiem pszczelarzy – to wszystko złożyło się na wejście filmu do kin. W dodatku dzieje się to w dobrym czasie – na wiosnę.

DR: Dokument powinien być wykorzystywany w edukacji, bo ma ogromną wartość poznawczą. W Polsce produkuje się przede wszystkim dokumenty autorskie, które nie liczą się z publicznością. Dostają nagrody na festiwalach, ale na tym jest koniec, nie trafiają do widza. Moim założeniem od początku była realizacja innego dokumentu. Filmy Krystiana Matyska są właśnie takie – mają wartość artystyczną i docierają do ludzi. Za cel postawiłam sobie też odrodzenie filmu przyrodniczego w Polsce. Mam nadzieję, że „Łowcy miodu” są przykładem tego, że takie kino można nadal robić i jest widz na te produkcje. Chcemy w kolejnych filmach nadal przybliżać dylematy świata związane ze współżyciem człowieka z przyrodą.

KM: Gdybyśmy chcieli zrobić stricte edukacyjny film to pewnie nie przyciągnęlibyśmy nikogo do kin. Musi to być podane w jakiś inny sposób. Nie ukrywam, że także dzięki obecności w projekcie Magdy Popławskiej pokazujemy pszczelarstwo jako przygodę. Kiedy pierwszy raz oglądałem film na dużym ekranie to poczułem, że oprócz edukacji związanej z pszczołami to przygoda i zmiany miejsc akcji mogą zainteresować młodych widzów.

Z Dorotą Roszkowską i Krystianem Matyskiem rozmawiała Marta Sikorska.

25.04.2016