Rozmowa z V. Neu i G. Greinerem

Rozmawiamy z Valeską Neu i Gaborem Greinerem – agentami sprzedaży, przedstawicielami założonej w 2008 roku w Berlinie firmy Films Boutique, zajmującej się kinem niekonwencjonalnym. Valeska Neu była jednym z gości Polish Days – odbywającego się w ramach 13. edycji festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty wydarzenia prezentującego polskie projekty filmowe zagranicznym przedstawicielom branży. Films Boutique stale współpracuje z większym francuskim agentem sprzedaży Films Distribution.

PISF: Films Boutique to agent sprzedaży „Płynących wieżowców” Tomasza Wasilewskiego. Jak nawiązaliście współpracę z producentem filmu?

Gabor Greiner: Skontaktowałem się z Romanem Jaroszem – producentem filmu – za pośrednictwem Olgi Domżały z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Olga uznała, że ten projekt może nas zainteresować. W październiku 2012 roku, kiedy przyjechałem na wydarzenia branżowe Warszawskiego Festiwalu Filmowego, spotkałem się z Romanem osobiście. Wkrótce potem dostałem płytę z wersją rough cut. Tak się wszystko zaczęło.

PISF: Jakie aspekty „Płynących wieżowców” zadecydowały o tym, że postanowiliście zająć się tym filmem?

GG: Miałem oko na Tomka Wasilewskiego już wcześniej. Znałem jego pierwszy film „W sypialni”. W „Płynących wieżowcach” podoba mi się niewinność, świeżość i walory wizualne.

 

Valeska Neu: Myślę, że Tomek ma zdolność wyrażania i opowiadania historii w sposób bardzo filmowy. „Płynące wieżowce” to naprawdę przenikliwy film. To, na co ja zwróciłam w Tomku uwagę, to wyraźny rozwój stylu, dlatego niecierpliwie czekam na jego kolejny obraz.  Debiut Tomka „W sypialni” był dobry, intensywny, ale „Płynące wieżowce” to duży krok w rozwoju stylu. Tomek świetnie sobie radzi z aktorami, umie ich prowadzić. W „Płynących wieżowcach” podoba mi się sposób operowania obrazami, swoista świadomość kamery. To jest dokładnie to, czego szuka Films Boutique. Ekspresja i coś, co mogę nazwać jaźnią filmową.

PISF: Films Boutique ma określone oczekiwania. Zajmujecie się niewielką liczbą filmów.

VN: Kupujemy od dziesięciu do dwunastu filmów rocznie. Wolimy pracować więcej nad mniejszą liczbą filmów. Głównie są to produkcje niezależne, arthouse’owe. Raczej nie wkraczamy na obszary kina komercyjnego, choć oczywiście każdy nasz film jakiś potencjał komercyjny musi mieć, bo inaczej nie bylibyśmy w stanie go sprzedać. Film Tomka idealnie wpisuje się w nasz profil i jesteśmy z niego bardzo zadowoleni. Odnosi wielkie sukcesy.

PISF: Sprzedaliście już prawa do jego dystrybucji do kilku krajów.

VN: Tak, do Stanów Zjednoczonych, Francji, Niemiec, Austrii, Szwajcarii oraz Wielkiej Brytanii.

PISF: Wasza firma nie zajmowała się wcześniej polskimi filmami, a teraz po „Płynących wieżowcach” kupiliście jeszcze „Wałęsę”. Czy polskie kino staje się bardziej atrakcyjne dla rynków zagranicznych?

GG: Nowa fala polskiego kina jest bardzo ekscytująca. Osobiście jestem wielkim fanem najnowszego filmu Pawła Pawlikowskiego „Ida”, ale z racji tego, że pracujemy nad średnio dziesięcioma tytułami rocznie, nie możemy mieć jednocześnie trzech filmów z Polski. W każdym razie będziemy śledzili Tomka Wasilewskiego, pracującego nad kolejnym projektem. Jestem bardzo ciekawy nadchodzących polskich produkcji, mam na nie prawdziwy apetyt.

 

Films Boutique skupia się głównie na młodym, świeżym kinie, ale uzupełniamy ten profil o dzieła renomowanych mistrzów. Mamy w swojej ofercie filmy Béli Tarra czy Aleksandra Sokurova, więc nawet jeżeli „Wałęsa” jest bardziej klasyczny od większości naszych propozycji, to jest to przecież dzieło jednego z najważniejszych polskich reżyserów, zdecydowanie warte uwagi.

PISF: Podróżuje Pani po Europie, uczestnicząc w festiwalach i wydarzeniach takich jak Polish Days – pitchingach czy pokazach work-in-progress. Czy polska kinematografia jest tam widoczna?

VN: Polskie filmy stają się coraz bardziej widoczne. W ciągu ostatnich dwóch lat pojawia się coraz więcej projektów z Polski, choć ciągle inne kinematografie wschodnioeuropejskie są lepiej reprezentowane. Polish Days pokazało jednak, że jest dużo ciekawych filmów, które niebawem będą miały swoje premiery. Dużo się dzieje, a pracujący nad tymi projektami reżyserzy i producenci są młodymi ludźmi – to już nowa generacja. Z dużym zainteresowaniem śledzę to, co się dzieje na polskim rynku filmowym.

PISF: Które projekty work-in-progress na Polish Days najbardziej przypadły Pani do gustu?

VN: Spodobały mi się dwa projekty. Pierwszy to „Hardcore Disco” – bardzo interesujący. Zwróciłam uwagę na osobę reżysera (Krzysztof Skonieczny – przyp. red.) , który swój film również wyprodukował. Widać, że nie chce być od nikogo zależny i pragnie robić filmy, o których będzie mógł powiedzieć, że są faktycznie jego, w jego stylu. Po zobaczeniu tych kilku minut, na pewno mam ochotę obejrzeć cały obraz. Drugi projekt to „Jack Strong”, który również mnie zaciekawił. Nie do końca pasuje do profilu naszej firmy, jednak jest intrygujący.

PISF: W jaki sposób producent może nawiązać współpracę z Films Boutique?

VN: Najlepiej napisać do nas maila pokrótce przedstawiając swój projekt – o czym jest, jak wygląda budżet, ile pieniędzy brakuje do ukończenia filmu – co pozwoli nam uzyskać ogólny obraz po to, żebyśmy byli w stanie zdecydować, czy film ze względu na styl i historię pasuje do profilu naszej firmy. Jeżeli projekt wydaje nam się interesujący, prosimy zazwyczaj o przesłanie scenariusza. Films Boutique kupuje filmy ukończone. Wyjątek stanowią reżyserzy, z którymi już pracowaliśmy i wiemy, czego się po nich spodziewać. W takich przypadkach faktycznie bywa tak, że angażujemy się w projekt na wcześniejszym etapie.

PISF: Czyli przywiązujecie się do określonych reżyserów, których filmami już się zajmowaliście.

VN: Oczywiście. Staramy się szukać młodych, utalentowanych reżyserów, których charakteryzuje styl współgrający z naszymi oczekiwaniami, a później wypracować z nimi dobrą relację i śledzić kolejne projekty, nad którymi pracują. Stawiamy na kontakty długoterminowe. To jest idealny scenariusz.

PISF: W Polsce producenci do pewnego momentu trochę lekceważyli agentów sprzedaży. Szukanie ich nie było popularne. Dlaczego posiadanie agenta sprzedaży jest takie ważne?

VN: Poszukiwanie agenta sprzedaży zależy od wielu czynników. Jeżeli Polska ma silne struktury dystrybucji krajowej i producenci mogą liczyć w kinach na dużą widownię i osiągnięcie dobrego wyniku frekwencyjnego, a później wykorzystać inne pola dystrybucji, to wielu producentów spycha rynki zagraniczne na drugi plan albo w ogóle o nich nie myśli. Ze swojego doświadczenia wiem także, że wielu ludzi studiujących produkcję filmową lub reżyserię, nie dowiaduje się na studiach niczego o agentach sprzedaży. Kończą studia nie wiedząc w ogóle, że agenci sprzedaży istnieją.

 

Jeżeli producent chce wkroczyć na rynek międzynarodowy, ale nie ma wypracowanej renomy, to zazwyczaj okazuje się, że brak agenta sprzedaży jest dużą przeszkodą, która wiele utrudnia lub wręcz uniemożliwia. Agent sprzedaży to partner, który pozwala wyjść poza rynek krajowy, ponieważ po pierwsze ma wyrobione kontakty, a po drugie dystrybutorzy inaczej rozmawiają z producentami – szczególnie mało doświadczonymi, a inaczej z agentami sprzedaży. Agenci znają dystrybutorów, bo pracują z nimi od lat. Dystrybutorzy sami z siebie sprawdzają co się u nas dzieje, wchodzą na naszą stronę czy dzwonią, żeby dowiedzieć się, jakie filmy pojawiły się w naszej ofercie. To jest dla nich droga monitorowania projektów, o których normalnie by się nigdy nie dowiedzieli, ponieważ nie były w konkursie głównym jakiegoś dużego festiwalu. Moim zdaniem producent i reżyser powinni skupiać się na zrobieniu filmu, a gdy jest gotowy przekazywać go ludziom, którzy będą w stanie opracować dla filmu najlepszą strategię festiwalowo-dystrybucyjną, czyli właśnie agentom sprzedaży. Po latach pracy w tym zawodzie mamy wyczucie, komu dany film może się spodobać.

 

Rozmowę przeprowadziła Kalina Cybulska

19.08.2013