Rozmowa ze Stephenem Lighthillem

Podczas 20. edycji Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage rozmawiamy ze Stephenem Lighthillem. Operator i juror tegorocznego konkursu pełnometrażowych filmów dokumentalnych jest m.in. członkiem i wykładowcą Amerykańskiego Instytutu Filmowego (American Film Institute – AFI) oraz prezesem Amerykańskiego Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych (American Society of Cinematographers – ASC).

PISF: Jak się panu podoba formuła, jaką wypracowali organizatorzy Plus Camerimage?

 

Stephen Lighthill: To znakomity festiwal. Jako operatorzy ogromnie doceniamy fakt, że jest on skupiony na naszej pracy. Uczestniczymy w pracach jurorów, gdzie nie tylko oceniamy filmy pod względem pracy operatorskiej, ale po prostu pod kątem czy jest to dobre kino. Jestem szefem Amerykańskiego Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych i wielu naszych członków uczestniczy w festiwalu. Jednym z celów naszej organizacji jest wspieranie tej imprezy, ponieważ jest to ważne wydarzenie – nie tylko ze względu na skupienie się na zdjęciach. Jest to także urocza i kameralna impreza, w programie której mamy różnorodność filmowych form, co trzeba doceniać.

Na jakich zasadach działa Amerykańskie Stowarzyszenie Autorów Zdjęć Filmowych?

Jest to najstarsza organizacja non-profit zajmująca się sztuką filmową w Los Angeles i okolicach – istnieje od 1919 roku. Jesteśmy stowarzyszeniem o działalności edukacyjnej, nie jesteśmy związkiem zawodowym, nie zajmujemy się zagadnieniami prawa pracy. Jesteśmy stowarzyszeniem doceniającym osiągnięcia autorów zdjęć i wspierającym edukację w naszej dziedzinie. Mamy 350 członków na całym świecie. Aby zostać członkiem stowarzyszenia trzeba zostać zarekomendowanym przez 3 obecnych członków. Na proces przyjęcia składa się także rozmowa i ocena dotychczasowych dokonań. Bierzemy pod uwagę osoby pracujące jako autorzy zdjęć minimum przez pięć lat, których dorobek cieszy się uznaniem. Nasza siedziba mieści się w Los Angeles w pięknym domu, który zajmujemy od lat trzydziestych. Wśród członków stowarzyszenia znajdują się oczywiście także polscy autorzy zdjęć.

Podczas tegorocznego Plus Camerimage ocenia pan filmy w konkursie pełnometrażowych filmów dokumentalnych. Znalazło się w nim 11 tytułów.

To co widać na pierwszy rzut oka to oszałamiająca różnorodność. Różnorodność podejmowanych tematów i sposobów filmowania przez twórców z całego świata. Rozpiętość tematów jest ogromna – od sportu do problemów osobistych itd. To naprawdę zaszczyt być częścią tego jury. Sam rozpoczynałem swoją karierę operatora właśnie w filmie dokumentalnym, obecnie już zakończyłem pracę zawodową, pod koniec realizując głównie filmy telewizyjne. Organizatorzy festiwalu zaproponowali mi wybór sekcji, w której chciałbym być jurorem i wybrałem właśnie ten konkurs. Chciałem znaleźć się w tym jury, aby zobaczyć, jak dziś pracują dokumentaliści, poznać ich gusta, sposoby montażu i realizacji. Zależało mi także na tym, aby dowiedzieć się czegoś nowego o świecie. Pod tym względem sprawdzilo się to znakomicie.

Rozpoczynał pan karierę współpracując z dokumentalistami – m.in. braćmi Maysles. Jest pan również twórcą jednej z pierwszych naramiennych kamer 16mm.

Ach, to był taki niewielki wynalazek (śmiech). Prawda jest taka, że operatorzy, w każdym razie wielu z nas przystosowuje sprzęt do swojej pracy. Zarówno jeśli chodzi o jednorazowe wykorzystanie na danym planie, jak i wniesienie czegoś nowego do naszego rzemiosła.

Jak pana zdaniem zmieniły się możliwości techniczne w stosunku do tego, z czego korzystało się gdy pan zaczynał karierę?

Prawdą jest, że teraz łatwiej robić filmy. Cały proces mocno się zdemokratyzował. Można już kupić niedrogą kamerę, która znakomicie wykona pracę, to prawda. Ale to także kształtuje nowe wymagania odbiorców – ważne, by filmowiec dobrze komunikował się z widzem i był w tym komunikacie zwięzły. Obecnie ogromnym wyzwaniem, jakiego nie było kiedy zaczynałem, jest ilość możliwości prezentowania swojego filmu. Kiedyś były tylko festiwale, ewentualnie telewizja – nie było Internetu, YouTube, iTunes i innych, dzięki którym można dziś znaleźć publiczność. Nie da się funkcjonować wyłącznie dla małego grona odbiorców, potrzebujesz masowej widowni chociażby po to, żeby zdobyć fundusze i odnieść sukces. Pod kilkoma względami jest więc dzisiaj łatwiej.

 

Jednak dziś jest też duża konkurencja, trudniej zwrócić uwagę na swój film. Generalnie chyba jest więc trudniej, przynajmniej jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, dłużej się teraz pracuje i ludzie są bardziej zajęci, a fundusze państwowe są bardzo ograniczone. Artyści w USA od zawsze musieli walczyć o wsparcie dla swoich projektów. Wystarczy spojrzeć na instytucję w której działam – AFI. Rozpoczęliśmy działalność w 1967 roku jako instytucja ze wsparciem rządowym. Pod rządami Ronalda Reagana w latach osiemdziesiątych zlikwidowano wsparcie dla sztuki. Jesteśmy obecnie organizacją niezależną i non-profit. Udaje nam się przetrwać, ponieważ mamy wielu przyjaciół w środowisku filmowym m.in. w Los Angeles, którzy umożliwiają nam dalsze istnienie, jak dotąd z dużym sukcesem. Wsparcie dla artystów jest bardzo ograniczone, dlatego podobają mi się wszelkie inicjatywy w sieci, dzięki którym można zdobyć pieniądze na film – jak Kickstarter czy Indiegogo.

Muszę też zapytać o to, jak pracuje pan jako wykładowca sztuki operatorskiej w ramach programu nauczania, jaki oferuje AFI.

AFI ma kilka programów, a jednym z nich jest konserwatorium, czyli szkoła. Nazwaliśmy te zajęcia konserwatorium, ponieważ inspirowaliśmy się tradycjami europejskich konserwatoriów dla muzyków klasycznych, gdzie chodzi przede wszystkim o naukę poprzez działanie. Oferujemy dyplom, który jest równoznaczny z takim, jaki jest przyznawany przez inne uczelnie, jednak nasi studenci spędzają więcej czasu realizując filmy, niż na zajęciach w klasie. Kładziemy nacisk na produkcję, a operatorzy realizują w ramach zajęć sześć filmów w ciągu dwóch lat. Dwa z nich są krótkimi metrażami, a jeden to film dyplomowy który może trafić do dystrybucji. Pozostałe trzy są tylko ćwiczeniami, które są na uczelni wykorzystywane jako narzędzie do oceny ich pracy i pomoc w rozwijaniu się.

Jak wygląda program rekrutacji do szkoły AFI? Czy przyjmujecie również zagranicznych studentów?

Na wydziale operatorskim, tutaj dane znam najlepiej, co roku przyjmujemy 28 osób. W tym roku mamy 11 kobiet, a 13 osób jest spoza USA. Jest to bardzo zróżnicowane środowisko i sądzimy, że jest najlepsze do nauki, ponieważ obok sztuki i rzemiosła uczysz się też, jak wiele na świecie jest sposobów patrzenia, jakie mnóstwo jest rodzajów podejścia do opowiadania historii. To dla nas bardzo ważne. Na naszej stronie znajduje się formularz zgłoszeniowy – wystarczy wejść na afi.com i kliknąć „Conservatory”. Przyznajemy również stypendia, są to co prawda niewielkie sumy, ale wiem że pieniądze to bardzo istotna kwestia. Kilka krajów, np. Dania wspiera swoich studentów u nas.  

 

Rozmawiała Marta Sikorska

30.11.2012