Rozmowa ze Zbigniewem Czaplą

Podczas 53. Krakowskiego Festiwalu Filmowego rozmawialiśmy z twórcą filmów animowanych Zbigniewem Czaplą. Jego nowy film „Toto” prezentowany był w Krakowie w dwóch konkursach, a wcześniejszy, „Papierowe pudełko”, pokazywano dotąd na ponad 20 festiwalach międzynarodowych.

 

Spotykamy się podczas prezentacji nowych polskich filmów animowanych podczas 53. Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jak ocenia pan to spotkanie, na ile korzystna może być taka prezentacja dla polskich animatorów?

 

Zbigniew Czapla: Myślę, że jest to bardzo korzystne i potrzebne. Dla mnie jest to pierwszy publiczny pokaz zarysów mojego nowego projektu, w związku z tym jestem odrobinę stremowany, zwłaszcza że prezentacja odbywa się w języku angielskim. Jednak jest to niezbędne, żeby wejść w obieg festiwalowo-branżowy i zapewne jeszcze nieraz będę musiał prezentować w ten sposób swoją twórczość. Takie doświadczenie jest więc potrzebne. Prezentowane projekty są bardzo zróżnicowane, na różnym etapie realizacji. Podczas tego spotkania można zapoznać się z tym co, się dzieje, jest to też integrujące dla środowiska osób zajmujących się w Polsce animacją. Spotkanie oceniam bardzo pozytywnie.

 

Jak będzie wyglądał prezentowany tutaj nowy projekt?

 

Będzie to film dwudziestominutowy, oparty na moich dotychczasowych doświadczeniach z animacją. „Co za piękny przypadek” to składający się z wielu luźno połączonych części film eksperymentalny, na początku i na końcu z częścią realistyczną. Chciałbym poeksperymentować, podjąć próbę opowiedzenia historii równocześnie: zrobić wersję „od A do Z” i równocześnie wersję reżyserską „od Z do A”, odwróconą. Nie chciałbym zbyt wiele opowiadać o warstwie narracyjnej, jestem gotowy na półtora roku ciężkiej pracy nad tematem.

 

Co inspiruje pana do tworzenia animacji? W pańskich filmach wyraźnie widać pewną jednolitość, inspirację przemijaniem.

 

Myślę, że inspiracja zawsze gdzieś wychodzi z własnych doświadczeń. Kilkakrotnie podejmowałem próbę stworzenia adaptacji czy też podjęcia tematu z zewnątrz. To nie kończyło się zbyt dobrze. Zawsze kiedy sięgam gdzieś głęboko do własnego doświadczenia efekt jest dla mnie o wiele bardziej interesujący. Jak się okazuje, im bardziej temat jest osobisty, tym bardziej staje się uniwersalny. Być może to paradoks, ale tak to właśnie wygląda.

 

Lubię eksperymentować

 

Jeżeli chodzi o technikę to pomimo tego, że kończyłem Akademię Sztuk Pięknych z dyplomem animacji nie czuję się profesjonalnym animatorem, podchodzę do tego bardziej jak do malarstwa niż do filmu. Lubię eksperymentować zarówno z formą jak i czasem. Możliwość bezpośredniego, ekspresyjnego przekazu „z głowy na papier” wydaje mi się najbardziej naturalna, bez użycia szczególnie zaawansowanej techniki – używam dosyć prymitywnych i tradycyjnych metod animacji. Najbardziej interesują mnie bezpośrednie i uniwersalne formy wyrazu.

 

Pana nowy film „Toto” prezentowany był w Krakowie w dwóch konkursach: Konkursie Filmów Krótkometrażowych i Konkursie Polskim. Proszę opowiedzieć o tym, jak powstawał ten film.

 

Scenariusz „Toto” powstał pięć lat temu. Film dotyka dosyć trudnego tematu, jakim jest problem molestowania i przemocy wobec dzieci. To także film o pewnej niepełnosprawności, bo główny bohater tego filmu zdradza cechy autystyczne. Było to dla mnie szczególnie interesujące. Tutaj znowu temat dotyka trochę moich prywatnych doświadczeń, które wyparte w przeszłości wracają po latach.

 

Niesamowitym kadrom towarzyszy w pana filmie równie ciekawa muzyka.

 

Trafiłem na muzykę mojej przyjaciółki Gośki Isphording, bardzo zdolnej klawesynistki mieszkającej na stałe w Holandii. Ta artystka koncertuje na całym świecie, eksperymentuje ze współczesnymi kompozycjami na klawesyn. Postanowiłem wybrać kilka fragmentów i dokonaliśmy nagrania. Okazało się, że ta muzyka pasuje do tej eksperymentalnej, drapieżnej formy plastycznej, jestem zadowolony, że udało się to połączyć. Dodatkowym elementem jest wokal, który zgodziła się wykonać Maja Kleszcz. Pomimo tego, że Maja zaśpiewała do fragmentu, którego nie widziała, trafiło to stuprocentowo w moje oczekiwania.

 

Dla tych czytelników, którzy nie widzieli pana nowego filmu „Toto” – czym przejawia się ta „drapieżność stylu”?

 

Na początku pracy nad filmem chciałem, żeby był on w dużym stopniu monochromatyczny. Efekty kolorystyczne miały się pojawiać tylko jako akcenty. Jednak już w pierwszym etapie pracy okazało się, że wszelkiego rodzaju ingerencja w kolor nie będzie korzystna dla filmu, więc postanowiłem zostawić to w takiej formie często przypadkowych plam, efektów, które w całości układają się w agresywną, wibrującą formę. Wszystkie obrazy do tego filmu powstały w formacie 10×20 cm, czyli pół formatu A4. Obrazy były bezpośrednio malowane na papierze. Na etapie postprodukcji postanowiłem już nie dokonywać jakichś szczególnych ingerencji w kolor, zostawiając formę jak najbardziej ekspresyjną, bezpośrednią. Na tym mi zależało i myślę, że to się jakoś udało. Ukończyłem „Toto” pół roku temu, teraz widzę ten film teraz jako pasmo niekończących się błędów, przypadków. Ale ja niestety już tak mam i chyba muszę to zaakceptować.

 

Gdzie jeszcze oprócz 53. Krakowskiego Festiwalu Filmowego będzie można zobaczyć „Toto”?

 

To był pierwszy premierowy pokaz w Polsce, natomiast film był prezentowany na kilku festiwalach w Europie i na świecie. Z tego, co wiem, został dotąd wybrany przez organizatorów 12 festiwali filmów animowanych, krótkometrażowych i eksperymentalnych. Mam duże oczekiwania związane z tym tytułem. Jeśli się pracowało nad czymś prawie dwa lata, to trzeba się pod tym mocno podpisać. Jest to w jakimś sensie weryfikacja własnych możliwości. Taka realizacja to trochę „one man show”, prawie dziewięć tysięcy obrazków namalowanych w ciągu roku to był jednak dość duży wysiłek.

 

Pana poprzedni film „Papierowe pudełko” święcił festiwalowe triumfy, był pokazywany i nagradzany w bardzo wielu miejscach.

 

Na początku pracy nad tym filmem kompletnie nie byłem pewien, czy to jest temat, czy to jest materiał na film. Myślałem, żeby po prostu udało się jakoś zachować materiał fotograficzny przed stopniowym zniszczeniem. W maju 2010 roku po rekordowych opadach deszczu, wezbrane wody Wisły przerwały wał w rejonie Wilkowa. Katastrofalna powódź pozbawiła tysiące ludzi dorobku życia oraz dachu nad głową. Kilka tygodni później w zniszczonym przez żywioł rodzinnym domu, znalazłem pudełko ze starymi fotografiami. Jedyne rodzinne pamiątki uległy zniszczeniu przez wodę, błoto i pleśń.

 

Film łączący cechy dokumentu i animacji

 

Pospieszna dokumentacja pozwoliła tylko na chwilę zatrzymać postępujący proces rozkładu. W międzyczasie, krok po kroku okazało się, że układa się to w historię pełną napięć. Temat był interesujący, a ta eksperymentalna forma okazała się sukcesem, choć nigdy wcześniej nie zrobiłem nic podobnego. Wydaje mi się, że ten film jest dosyć trudny, bo nie jest to typowa animacja, nie jest to też typowy dokument. „Papierowe pudełko” funkcjonuje gdzieś pomiędzy kategoriami. Film powstawał w zasadzie bez budżetu i scenariusza, a reżyserem była właściwie natura, ja tylko rejestrowałem poszczególne etapy rozkładu materiału fotograficznego.

 

Gdzie dotychczas było pokazywane „Papierowe pudełko”?

 

Film był pokazywany na wielu festiwalach m.in. w Kanadzie, Brazylii, Chile, czy prestiżowym Ann Arbor w USA. Byłem z tym filmem w Petersburgu na festiwalu Message To Man, na którym dostał nagrodę. Prezentowano go także na festiwalu filmów animowanych w Hiroszimie oraz na DOK Leipzig. Dla mnie był to osobisty sukces, byłem zaskoczony podobnym odbiorem filmu w różnych częściach świata. Wszędzie reakcje widzów wyglądają dosyć podobnie. Ktoś do mnie spontanicznie podchodzi po pokazie mówiąc „słuchaj, miałem bardzo podobną historię, coś takiego mi się przytrafiło. Oglądając te zdjęcia przeżywam swój własny film”. Z wielką przyjemnością, jeśli tylko mam okazję, jeżdżę na festiwale, spotykam się z ludźmi i staram się wyciągać wnioski.

 

W jaką stronę chce pan zmierzać jako animator, co pana teraz najbardziej interesuje?

 

Powiem szczerze, że chyba najmniej inspiruje mnie kino samo w sobie i można powiedzieć, że szukam inspiracji poza nim. Oczywiście nie da się uciec przed krokami milowymi, ważnymi zjawiskami z przeszłości, czy tymi super nowymi pojawiającymi się tu i ówdzie. Jednak inspiracji szukam bardziej w życiu, w otoczeniu, w kontaktach z naturą i człowiekiem. Pomysły znajduję także dzięki grzebaniu się w prywatnej mitologii, jeżeli tak to można nazwać. Wydaje mi się to niekończącym źródłem nowych możliwości. Zawsze inspiruje mnie ciekawa literatura.

 

Więcej o filmach Zbigniewa Czapli: www.zbigniewczapla.pl.

 

Ze Zbigniewem Czaplą rozmawiała Marta Sikorska

06.06.2013