Spotkanie z Januszem Mrozowskim

W sekcji Nowe filmy polskie 11. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Watch Docs 2011 znalazł się współfinansowany przez PISF film Janusza Mrozowskiego „Bad Girls – cela 77”. Po projekcji, która odbyła się 15 grudnia, w sesji Q&A wziął udział nie tylko reżyser, ale również były Dyrektor Generalny Służby Więziennej w Polsce, Kajetan Dubiel.

Polskie więzienia i więźniowie

Kajetan Dubiel opowiadał o właściwościach polskiego systemu penitencjarnego: – Specyfika polskiego więziennictwa jest taka, że 70 procent skazanych to są ludzie, którzy odbywają kary do 3 lat. To są niskie, jak na Polskę oczywiście, wyroki. W Europie ten wskaźnik wynosi 20 procent. Gdyby w Polsce prawidłowo działał system probacji, zdecydowana większość tych ludzi nie siedziałaby w więzieniu. Oni po prostu nie powinni tam być. My mamy 80 tysięcy więźniów, powinno być góra 40. Niestety, większość polityków, ale też media, mają wizję więzień zrodzoną na podstawie amerykańskich filmów klasy B. To samo dotyczy dużej części sędziów i prokuratorów, którzy nigdy w więzieniach nie byli. Wydają wyroki nie mając pojęcia, na co skazują oskarżonych.

 

Janusz Mrozowski komentował wyobrażenia o polskiej Służbie Więziennej oraz osadzonych: – Ludzi ze Służby Więziennej nie lubi się tak z zasady. O więzieniach mówi się jedynie, kiedy dzieją się tam rzeczy tragiczne – strajki więźniów, popełniane przez nich samobójstwa. Praca Służby Więziennej jest naprawdę bardzo ciężka. Ja właściwie odkryłem ludzki wymiar Polski poprzez więzienia i czasem wolę tę Polskę więzienną, gdzie stosunki międzyludzkie wydają mi się w miarę normalne w tych nienormalnych warunkach, od Polski z tej strony muru.

Kontakt wolnych z osadzonymi

Kajetan Dubiel mówił o pozwoleniach na wejścia do zakładów karnych: – Od 1990 roku do więzień jest stosunkowo łatwo wejść również ludziom wolnym. O ile w pierwszych latach – do 1993 roku – było duże zainteresowanie np. ze strony Kościoła, uczelni, studentów, to potem to wszystko bardzo spowszedniało i paradoksalnie teraz jest gorzej niż w czasach komuny. Studencki ruch penitencjarny najlepiej się rozwijał w latach 70-tych i 80-tych, a potem praktycznie zdechł. Studenci nie byli już zainteresowani przychodzeniem do więzień.

 

Po niedokończonym projekcie w więzieniach francuskich zablokowanym przez tamtejszy system penitencjarny, Mrozowski z niedowierzaniem podszedł do pełnej otwartości polskiej Służby Więziennej. – W Polsce bardzo szybko otworzono mi bramy więzień. Z początku byłem nieufny, pytałem się czy są jakieś tematy, których lepiej nie poruszać. I zrobiłem w czterech polskich więzieniach takie etiudy, w których robimy sobie jaja z więzienia. Uczestniczyli w nich więźniowie zarówno grypsujący jak i niegrypsujący, ale też personel. Te filmy nie były przeznaczone do emisji. Ja tylko chciałem sprawdzić, jak daleko mogę się posunąć.

 

– Dyrektorzy więzień polskich, gdzie kręciłem filmy, nigdy nie pytali się mnie o to, co przed kamerą powiedzieli więźniowie czy o to, co rejestrowałem. Za to zgodnie powtarzali mi: Ja nie mam prawa wywiesić na bramie napisu: Nie ma miejsc, ale chcę, żeby ludzie widzieli, w jakich warunkach polscy więźniowie odbywają kary.

 

– Nie wierzyłem w tę otwartość, z jaką się spotkałem. Gdy w sierpniu tego roku prawie przez miesiąc kręciłem w Tarnowie trzecią część mojej trylogii więziennej „Bad Boys – cela dla niebezpiecznych”, gdzie są więźniowie w zupełnej izolacji, dostałem przepustkę ważną 24h na dobę. Mogłem wchodzić do tego więzienia w nocy, w dzień, kiedy tylko chciałem. Dostałem w więzieniu wolność.

Filmowanie żeńskiej celi

– Dyrektor więzienia w Wołowie, gdzie kręciłem pierwszą część swojej trylogii „Bad Boys – Cela 425”, powiedział mi: Nigdy nie dostaniesz zezwolenia na dziewczyny. Ja mówię: Zezwolenie to ja już mam, tylko muszę znaleźć dziewczyny – mówił Mrozowski o początkach produkcji środkowej części cyklu.

 

– Szybko dostałem zgodę dyrektorki więzienia w Lublińcu, gdzie kręciłem jedną z etiud – tych więziennych bajer, ale potrzebowałem mieć zgodę więźniarek. Więzienie obchodziłem z wychowawczynią, chodząc od celi do celi. To były 5-osobowe cele, w których na filmowanie czasami zgodziła się jedna kobieta, czasami dwie, ale chyba nigdy więcej niż dwie. Im dalej wchodziliśmy w to więzienie, tym bardziej byłem zadowolony, że żadna z nich się nie zgadza. Były takie opuszczone, nieszczęśliwe i smutne w tych celach, że nie wiedziałbym, co miałbym z nimi robić. Powiedziałem wychowawczyni, że rezygnuję z pomysłu. Odpowiedziała: Nie, nie, pani dyrektor prosiła, żebyśmy poszli do wszystkich cel. Kiedy żadna cela się nie zgodziła, przyjąłem to z ulgą, ale wychowawczyni nalegała jeszcze na wizytę na oddziale półotwartym. Kiedy wprowadziła mnie do celi, gdzie było 10 piętrowych łóżek i 20 kobiet, powiedziałem: Dzień dobry, do widzenia. Idziemy stąd. Kierując się do wyjścia usłyszałem wołanie: Janusz! Nie poznajesz mnie? Kręciłeś w mojej celi film. To była Bożenka.

 

Rzeczywiście jedna z etiud była kręcona w jej celi, ale mieszkanki tej celi wychodziły do świetlicy, a ja przychodziłem ze swoją grupą dziewczyn, z którymi robiłem film. Bożenka zaprosiła mnie na herbatę. Wchodząc do celi usłyszałem: Cześć Janusz. Nie znasz mnie, ale ja cię znam. Miałam grać w jednej z twoich etiud w Opolu, ale zachorowałam. To była Julka. Kiedy powiedziałem im, że chcę zrobić „Bad Girls”, one szybciutko namówiły inne dziewczyny. Miesiąc później przyjechałem z kamerą i siedziałem z nimi przez miesiąc.

Szczerość i relacje

Pytany o to, czy fakt bycia mężczyzną wpłynął jakoś na relacje z bohaterkami oraz prawdę filmową, Mrozowski opowiadał: – Ja nawiązałem z tymi dziewczynami bardzo emocjonalny kontakt, co na pewno wpłynęło na to, że film się udał. Czuje się w nim szczerość. Nie byłoby filmu, gdyby dziewczyny nie były sobą. Kiedy trzeba było coś powtórzyć, to były z nich mierne aktorki. One poszły na całego. Spojrzenie mężczyzny – mnie na nie i ich na mnie, również na pewno miały swój wpływ. Ten film robiony przez kobietę byłby inny. Dziewczyny czasem mówiły: Chodź, chodź tutaj, schowamy się na pieszczoty. Tych pieszczot nie było, ale były słowa, bo trzeba było jakoś rozładować tę atmosferę.

 

– Nie wiem, czy Państwo zauważyli, że dziewczyny część materiału kręciły same. Kiedy mnie nie było, zostawiałem im kamerę. Filmując siebie nawzajem nie klęły, a jak były ze mną to co drugie słowo. To chyba był sposób na dodanie sobie odwagi.

 

Kajetan Dubiel komentując film Mrozowskiego mówił: – Dla mnie w filmie Janusza najbardziej przemawia atmosfera. Ludzie często mówią głupoty, myślą, że więzienia to sanatoria. Ale to jest tragedia być tak zamkniętym. Gdyby ktoś z Państwa trafił tam na tydzień, to gwarantuję Wam, że byście wyli. To jest coś potwornego. Skazywanie ludzi na bezwzględne pozbawienie wolności powinno być ostatecznością.

 

Kalina Cybulska

16.12.2011