Staram się zawsze trzymać napięcie

Sławomir Idziak powiedział mi niedawno, że to, co najważniejsze w polskim kinie w minionym roku, zdarzyło się za sprawą ludzi jego pokolenia lub starszych. Co o tym sadzisz?

 

Bartek Konopka: Nie widziałem „Essential Killing” Skolimowskiego. Z tego przedziału wiekowego obejrzałem „Różyczkę”. Udało mi się też zobaczyć produkcje młodszych twórców: „Matkę Teresę od Kotów” Pawła Sali, „Chrzest” Marcina Wrony i film, który do kin jeszcze nie trafił – „Erratum” Marka Lechkiego.

 

I to te trzy ostatnie są dla mnie najciekawszymi polskimi propozycjami minionego roku. Wnoszą coś własnego, osobistego, świeżego. Są przemyślane i dobrze przygotowane.

 

Uważam, że nie ma sensu podtrzymywać podziału na starych i młodych. Dziś „linia frontu”, że użyję tego porównania, jest gdzie indziej. Przebiega między kinem artystycznym, ambitnym, skierowanym do bardziej wymagającego widza, a komercyjnym. Przy czym to, co dzieje się na tym ostatnim polu, przypomina groch z kapustą. Kopiowanie tego, co na Zachodzie coraz bardziej obniżający się poziom, co w dalszej perspektywie nie przysłuży się ani widzom, ani filmowcom. Myślę, że dziś trzeba szukać czegoś pomiędzy kinem rozrywkowym a ambitnym, bo to pogranicza są ciekawe. One dają energię na przyszłość.

 

27.12.2010