Studio Munka pokazało nowe filmy

Portret z pamięci. Fot. V. Drygas, M. Gamdzyk
Portret z pamięci. Fot. V. Drygas, M. Gamdzyk

 

Wczoraj w kinie Kultura odbywał się premiera nowych produkcji Studia Munka, działającego przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. Pokazanych zostało pięć krótkometrażowych filmów. Po projekcji odbyło się spotkanie z twórcami, prowadzone przez filmoznawczynię Joannę Ostrowską.

Zrealizowany w ramach programu „Młoda Animacja” film „Underlife” Jarosława Konopki jest impresją na temat życia i śmierci oraz wpływu, jaki wywiera na jego życie czas i miejsce narodzin. Reżyser przyznawał się do inspiracji Kołysanką Krzysztofa Komedy, napisaną do filmu „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego. – Chciałem również ożywić kamerę, ruszać nią, co przy animacji lalkowej jest dość trudne – przyznał.

Zaprezentowano też dwa filmy wyprodukowane w ramach „Pierwszego dokumentu”. „Niebo” jest poruszającą opowieścią o chorym na raka Robercie, który postanowił zająć się jedyną pasją, którą miał w życiu – malowaniem ikon. – Zachorowałem po to, żeby to robić – mówi pod koniec dokumentu.
Moim następnym filmem będzie krótka fabuła w Studiu Munka. Zdjęcia już w maju – zapowiedział reżyser Jan P. Matuszyński.

Drugim dokumentem był „Konkurs” Jakuba Cumana, obserwacja uczestników i jurorów zeszłorocznego Konkursu Chopinowskiego. – Wiedzieliśmy mniej więcej, co chcemy pokazać, ale oczywiście dużo wyszło w czasie zdjęć i potem w montażu – mówił autor. – Dzisiejsza premiera jest dla nas wyzwaniem, bo zawsze najtrudniejsze jest zetknięcie z publicznością. Film to przekaz myśli i dopiero w czasie projekcji można sprawdzić, czy ludzie odbierają go tak, jak chcieliśmy. Dlatego chciałbym, żeby te krótkie filmy trafiły do kin, bo to jedyny sposób na nawiązanie rzeczywistą widownią.

W bloku premierowych filmów znalazły się też dwie półgodzinne fabuły, zrealizowane w programie „30 minut”. „Trzy uściski dłoni” to film Marcina Latałły, twórcy cenionego dokumentu „Nasza ulica”. Film jest wariacją na temat tezy, że wystarczy 5 uścisków dłoni, aby połączyć nas z każdym innym człowiekiem na świecie. W filmie Latałły okazuje się, że mogą być to tylko 3 podania.

– To fabuła z elementami dokumentu. Niektóre sceny kręcone były na przykład w pociągu w czasie normalnego kursu – podkreślał reżyser. – Świat, który nas otacza jest, jest coraz bardziej rozparcelowany. Zawsze mam poczucie, że język filmowy posługuje się bardzo konkretnymi środkami wyrazu, dlatego po tym filmie radzę reżyserom: bierzcie do krótkich form mało aktorów, kilka lokalizacji. Najważniejsza i tak jest dobra historia.

Fabułą stylizowaną miejscami na dokument był też „Portret z pamięci” Marcina Bortkiewicza. Kameralna historia rozgrywająca się w domu pomiędzy babcia, matką i Markiem opowiadana jest okiem jego amatorskiej kamery. Z biegiem czasu wnuk zauważa, że babcia powoli traci pamięć. Marek orientuje się, że zaczyna robić film o czymś zupełnie innym, niż to wcześniej zaplanował…

– Oparłem to na ostatnim fragmencie pewnego opowiadania Jacka Dehnela – opowiadał twórca. – To obserwowanie babci, która powoli zsuwa się w nieświadomość. Zdecydowaliśmy się, że nie będziemy kręcić „obiektywnego” obrazu, ale pokażemy to przez kamerę naszego bohatera. Trochę nas to ograniczyło, bo nie mogłem robić kontrujęć. Wiedziałem więc, że w tej sytuacji muszę wziąć najlepszych możliwych aktorów.

– Myślę, że reżyser to bardzo uprzywilejowany zawód – kontynuował. – Na każdym kroku w sposób twórczy z kimś współpracuje. Zawsze cieszę się z każdej takiej możliwości.

Na premierze obecna była też grająca rolę babci, debiutująca dopiero na wielkim ekranie Irena Jun. – Bardzo państwu dziękuję za przyjaźń, którą odczuwałam na planie i dziś w czasie projekcji – mówiła wzruszona.

Aleksandra Różdzynska

19.04.2011