Światowa premiera „Zimnej wojny” w Cannes





10 maja w Konkursie Głównym 71. MFF w Cannes odbyła się światowa premiera współfinansowanego przez PISF filmu „Zimna wojna” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego. Odbywającemu się dzień później pokazowi towarzyszyła konferencja prasowa.

W konferencji prasowej udział wzięli: reżyser i współscenarzysta Paweł Pawlikowski, autor zdjęć Łukasz Żal, aktorzy Joanna Kulig, Tomasz Kot i Borys Szyc oraz producentki Ewa Puszczyńska i Tanya Seghatchian.

Aktorzy o filmie

„To była najdłuższa praca na planie w moim życiu, było to dla mnie pierwsze tego rodzaju doświadczenie. Coś niesamowitego, piękna przygoda która zamieniła się w podróż, ponieważ teraz jesteśmy tutaj. To wspaniałe doświadczenie. Po tym filmie czuję się lepszym aktorem” – podkreślał odtwórca głównej roli Tomasz Kot.

„Moja bohaterka Zula jest po części dzieckiem, a po części dorosłą osobą. Znajduje się w trudnej sytuacji, bo Wiktor to ktoś znacznie spokojniejszy, lepiej wykształcony, po prostu mądrzejszy. A Zula? Ona ma nieustannie zmienne nastroje, jej życie to wzloty i upadki. Ona najpierw coś zrobi, a dopiero potem pomyśli, co się stało. Jedną z inspiracji była dla mnie m.in. Marylin Monroe – cały czas, będąc słodką osobą, skrywała prawdopodobnie duże problemy psychiczne. O tym myślałam, kiedy rozmawialiśmy z Pawłem i Tomkiem o naszych bohaterach. To piękna para, ale niedojrzała. Choć oni chcą być razem, to jednocześnie nie mogą, nie potrafią” – mówiła Joanna Kulig.

Dziennikarze pytali Borysa Szyca m.in. o to, jak przygotowywał się do roli swoistego „czarnego charakteru” w tym filmie, który m.in. szpieguje głównego bohatera. „Nie musiałem się jakoś specjalnie przygotowywać, ponieważ dziś już bardzo wiele wiemy o tamtym okresie historycznym w Polsce. Co było bardziej ciekawe to to, że dziś wielu takich Kaczmarków funkcjonuje w naszej rzeczywistości” – mówił aktor. „Jednym z najważniejszych słów na określenie naszego filmu jest metafora” – podkreślał. „Kiedy pracowałem nad rolą bardzo często, gdy pytałem Pawła o coś on po prostu odpowiadał «nie wiem». To właśnie owo «nie wiem» sprawiało, że czułem się bardziej kreatywnie. Musisz się skupić, zastanowić nad tym co zrobić. To też stwarza uczucie, że robicie wszystko razem. To było dla mnie bardzo ważne i jednocześnie wspaniałe” – podkreślał.

Dziennikarze pytali m.in. o rolę dźwięku w „Zimnej wojnie” oraz o muzykę towarzyszącą obrazowi.

„Zdecydowanie inspirowałem się kinem, wychowałem się na filmach z tamtych lat i nieuchronnie nimi nasiąkałem (…). Trudno dziś zrealizować film, który nie ma rozbudowanej muzyki specjalnie stworzonej dla filmu, który nie ma zbyt skomplikowanej formy montażowej. Już przy «Idzie» bardzo długo zajęło nam przywołanie takiej formy do życia, bliskiej dawnemu kinu. Co prawda nie jest to kino nieme, ale dźwięk w naszym filmie jest bardzo starannie zrealizowany, trwało to całe wieki. Podobnie było przy «Idzie» (…). Dziękuję, że zwracacie państwo uwagę na dźwięk, bo pracowaliśmy nad nim równie starannie jak nad wszystkimi pozostałymi aspektami tej produkcji” – podkreślał reżyser, mówiąc m.in. o inspirowaniu się filmami czechosłowackiej Nowej Fali oraz kinem Wojciecha J. Hasa. Paweł Pawlikowski wspomniał także o swoich rodzicach, którym film jest poświęcony, a których historia, czy też raczej, jak to określił, „mechanika ich związku” luźno inspirowały powstanie „Zimnej wojny”.

„Muzyka w filmie zawsze była dla mnie ważna. Nie tyle taka specjalnie do filmu skomponowana, ale muzyka jako jeden z jego bohaterów. To podporządkowanie muzyce pomogło mi emocjonalnie poukładać film. To coś, co trzyma całość – podkreślał podczas spotkania z prasą Paweł Pawlikowski, przedstawiając m.in. inspiracje stojące za filmowym zespołem Mazurek: „Mazurek inspirowany jest grupą Mazowsze. Jako nastolatek wprost nie mogłem znieść ich muzyki – była wszędzie. W radiu, w telewizji, po prostu wszędzie (…). Teraz uwielbiam taką muzykę” – dodawał.

Chemia między bohaterami

Aktorów pytano m.in. o to, jak wywiązała się chemia między ich bohaterami. To był długotrwały proces. „Siedzieliśmy, czytaliśmy scenariusz i ciągle coś zmienialiśmy, każdego dnia. Dla mnie najważniejsze było stworzenie pewnej wrażliwości, czegoś delikatnego. Równie ważne wydawało mi się to, że robimy film czarno-biały. Paweł pracuje w ten sposób, że powtarzamy scenę – czasem 15, a czasem 20 razy. Pamiętam, jak pewnego razu gdy pracowaliśmy w nocy, a była to może nawet i 3 w nocy stwierdziłam, że to doświadczenie bardzo przypomina medytację. I jeszcze raz, i jeszcze raz. Nagle wypełniła mnie pustka i to znakomicie zadziałało. To bardzo trudna metoda, ale po obejrzeniu filmu mogę powiedzieć tylko: dziękuję! Jednak samą chemię trudno było wytworzyć i ciężko nad tym pracowaliśmy. Przyjaźnimy się z Tomaszem i łączy nas silna więź, jednak mieliśmy przed sobą zadanie zbudowania naprawdę trudnego uczucia. Zula jest bardzo zmienną osobą, Wiktor to niezwykle spokojny człowiek. Chcą być razem, ale nie umieją tego, nie mogą być razem” – podkreślała Joanna Kulig.

„Spędziliśmy razem mnóstwo czasu w wielu miejscach. W pewnym momencie byliśmy jak brat i siostra. Ja chroniłem ją, ona chroniła mnie. Już kiedyś zagraliśmy parę, ale to był zupełnie inny film” – dodawał Tomasz Kot.

Zdjęcia autorstwa Łukasza Żala

Nie zabrakło także pytań o zdjęcia autorstwa operatora Łukasza Żala. „Pracowaliśmy razem już przy «Idzie», teraz łączy nas specyficzna nić porozumienia. Bardzo szybko zrozumieliśmy, że nie chcemy realizować drugiej «Idy» i mamy do czynienia z zupełnie inną historią. Przez chwilę zastanawialiśmy się, czy nie zrealizować filmu w kolorze, jednak trudno nam było znaleźć właściwą dla tej historii paletę kolorów (…). Chcieliśmy, by obraz miał więcej warstw niż «Ida», by kamera była bardziej ruchoma. Wszystko było bardziej dynamiczne i żywe niż w poprzednim filmie” – mówił Paweł Pawlikowski. „To było jak praca nad rzeźbą. Przede wszystkim chodziło o to, aby na widza oddziaływał już sam obraz, aby nie było konieczności przykrywania wszystkiego dialogami” – dodawał.

„Sporo czasu spędziliśmy już przy omawianiu scenariusza, co wydaje mi się dosyć niesamowite. To wspaniałe, gdy możesz spędzać czas, szukając referencji i odniesień, oglądając filmy, rozmawiając, odwiedzając potencjalne lokacje czy słuchając muzyki. Był to czas przeznaczony na stworzenie naszego filmu i to dla mnie było najważniejsze” – mówił autor zdjęć.

Warto walczyć o takie kino

„W kinie dla mnie najważniejsza jest taka metoda pracy, by pracując nad obrazem, pracując z aktorami czy pracując nad dźwiękiem, wszystko było całością, częścią tego samego procesu. W inny sposób nie umiem pracować. To oczywiście bolesne, zwłaszcza dla producentki, która nigdy nie może być pewna, czym się to wszystko skończy. Jednak moim zdaniem warto walczyć o takie kino” – dodawał Pawlikowski.

„Tak, ja też jestem zwolennikiem tego typu pracy. Tylko w ten sposób można stworzyć coś oryginalnego (…). Podobnie jak zmieniają się czasy, w których żyją bohaterowie, zmienia się także obraz. Musimy podążać za bohaterami i to było dla nas naprawdę ważne” – podkreślił Łukasz Żal.

„Dziś często zapominamy o tym, że film to nie tylko opowiadana historia. Film jest dziełem sztuki. A kiedy tworzysz dzieło sztuki to jest to pewien proces. Musisz pozwolić sobie na to, aby ten proces trwał. Na tym polega piękno pracy z Pawłem. Oczywiście, czasem może to być koszmarem, ale jednak ta praca jest oparta na wzajemnym zaufaniu i wiem, że jeśli wprowadzane są zmiany to tylko wyjdzie filmowi na lepsze. Ufamy sobie i cały ten proces z przyjemnością jeszcze powtórzę” – mówiła producentka „Zimnej wojny” Ewa Puszczyńska.


11.05.2018