Talent niesłychany

19 kwietnia Jan Kobuszewski kończy 80 lat.

 

Urodził się w 1934 roku na warszawskich Bielanach. Wojnę spędził z rodzicami i rodzeństwem w okupowanym mieście. – Mając 11 lat, byłem takim małym starym człowiekiem. Po Powstaniu Warszawskim wracałem do dzieciństwa przez co najmniej dwa lata – wspominał w rozmowie z miesięcznikiem „Zwierciadło”. Dorastając miał dwa pomysły na dorosłe życie: chciał zostać duchownym lub aktorem. – Daleko mi do świętego, więc poszedłem za drugą miłością, teatrem. W odróżnieniu od Jana Pawła II. Zawsze śmieję się, że jestem jego odwrotnością. Jan Paweł II był aktorem, który został księdzem. Ja miałem być księdzem, a zostałem… wiadomo – opowiadał w dzienniku „Fakt” z okazji 55-lecia pracy artystycznej.

 

Na początku lat 50. zamiast udać się do seminarium duchowego, złożył papiery do warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Choć pierwszego egzaminu nie zdał, nie zrezygnował z planów i, czekając na kolejną szansę, skończył Szkołę Dramatyczną Teatru Lalek. Na wydział aktorski dostał się rok później, a dyplom PWST obronił w 1956 roku.

Role filmowe i serialowe

Przed kamerą zadebiutował jeszcze w trakcie studiów, niewielką rolą Francuza u Jana Rybkowskiego w „Godzinach nadziei” (1955). Akcja filmu toczy się pod sam koniec II wojny światowej, na ziemiach zachodnich. Oddział SS próbuje się przedrzeć w głąb upadającej Rzeszy Niemieckiej. Kolejny, również bezimienny epizod, Kobuszewski zagrał w filmie dla młodzieży „Warszawska syrena” (1956) Tadeusza Makarczyńskiego. Potem pojawił się w słynnym debiucie reżyserskim Tadeusza Chmielewskiego, czyli komedii „Ewa chce spać” (1957).

 

Aktor w wielu wywiadach przyznawał, że kino nigdy nie było dla niego najważniejszą ze sztuk, a filmy woli oglądać niż brać w nich udział. Agnieszka Osiecka mówiła o nim, że jest zmarnowanym Chaplinem polskiego kina, zwracając uwagę na to, że grywał tylko niewielkie role przed kamerą. W latach 60. Kobuszewski wystąpił w zapomnianych dziś filmach „Jadą goście jadą” (1962) Andrzeja Trzosa, „Klub kawalerów” (1962) Jerzego Zarzyckiego, „Smarkuli” (1963) Leonarda Buczkowskiego. Najbardziej znanym tytułem z tego okresu jest „Żona dla Australijczyka” (1963) Stanisława Barei z Wiesławem Gołasem i Elżbietą Czyżewską w rolach głównych. Kobuszewski przez lata podkreślał, że to z tym reżyserem pracowało mu się najlepiej, choć grywał tylko epizody lub role drugoplanowe: w „Żonie…” był dostawcą z delikatesów, w „Nie ma róży bez ognia” (1974) wystąpił jako listonosz, w „Brunecie wieczorową porą” (1976) jako pracownik Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania, a w „Poszukiwanym, poszukiwanej” (1972) zagrał jedną ze swoich najbardziej charakterystycznych ról: hydraulika, którą pokazał wcześniej w kabaretowym skeczu „Ucz się, Jasiu”. Inne tytuły z jego filmografii to „Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy” (1978) Janusza Rzeszewskiego i Mieczysława Jahody, „Złoto dezerterów” (1998) Janusza Majewskiego, a ostatnia – jak na razie – rola to „Ciemny” w „Rysiu” (2008) Stanisława Tyma.

 

Kobuszewski nie stronił od form telewizyjnych – zagrał jedną z dwóch tytułowych ról w pierwszym polskim serialu „Barbara i Jan” (1964). Jego bohater, fotograf prasowy, razem z początkującą dziennikarką tropiąc kolejne tematy wpada w komiczno-kryminalne tarapaty. Aktor świecił swoim talentem w najsłynniejszych PRL-owskich serialach: „Czterdziestolatek” (1974) Jerzego Gruzy, gdzie zagrał kapitalny epizod bufetowego w klubie sportowym, „Alternatywy 4” (1983), tu z kolei próbował naciągnąć naiwnego lokatora na oddanie mieszkania w ramach reklamacji, natomiast w „Zmiennikach” (1986) był niefartownym włamywaczem, uwięzionym na balkonie. Dwa ostatnie seriale wyreżyserował Stanisław Bareja.

 

Kobuszewski pojawił się też we współczesnych produkcjach: w „Graczykach” (2000), „Codziennej 2 m. 3” (2006-7) oraz „Małej maturze 1947” (2010) Janusza Majewskiego.

Teatr, kabaret, dubbing

– Przez dwadzieścia lat grałem w teatrach niemal same poważne role i nikt się nie śmiał, jak wchodziłem na scenę. No to, do jasnej cholery, dlaczego zostałem aktorem komediowym? Nie wiem – mówił Kobuszewski w wywiadach.

 

Początkowo grał w stołecznym Teatrze Polskim (1958-64), potem przeniósł się do Teatru Narodowego (1964-69), na rok wyjechał do łódzkiego Teatru Nowego, by wrócić w 1969 do Warszawy na swoją pierwszą scenę. Grał w sztukach Szekspira, Słowackiego, Gogola, a przede wszystkim w głośnej inscenizacji „Dziadów” Kazimierza Dejmka.

 

Jednocześnie występował w kabarecie „Dudek”, ściągnięty tam przez jego założyciela, Edwarda Dziewońskiego. To tam właśnie powstał znany skecz „Ucz się, Jasiu”, w którym Kobuszewski instruuje swojego ucznia, jak radzić sobie w fachu hydraulika. Dyktując kolejne wskazówki, każe je podkreślać „wężykiem, wężykiem” – to określenie weszło do codziennego języka. Kobuszewski występował też w Kabarecie Olgi Lipińskiej oraz telewizyjnym Teatrze Komedii. W 1976 związał się z warszawskim Teatrem Kwadrat, w którym pracuje do dziś.

 

Aktor ma też doświadczenie w dubbingu. – Przeważnie podkładałem Jamesa Stewarta, w wielu wspaniałych filmach. Starałem się być z nim zgrany – był świetnym aktorem i jego interpretacja, nawet angielska, była tak zrozumiała, że starałem się w polskiej wersji oddać to, co widzę, i to, co słyszę, więc sprawa była na pewno łatwiejsza – mogłem mieć zaufanie do Stewarta i do siebie – mówił Marcinowi Bójko z serwisu polygamia.pl. Nagrał między innymi bajkę dla dzieci „Przygód kilka wróbla Ćwirka”, zagrał głosem także w dwóch częściach gry komputerowej „Wrota Baldura”.

 

Za swoją kilkudziesięcioletnią pracę w filmie i teatrze otrzymał między innymi: Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, Odznakę Zasłużony Działacz Kultury oraz Złoty Medal „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis”. Kobuszewski ma też na koncie telewizyjną nagrodę „Wiktor”.

 

Osiemdziesiąte urodziny będzie obchodził na Jasnej Górze, z którą – jak mówi – jest związany od dziecka. – Pierwsza moja pielgrzymka tutaj była chyba w 1946 roku. Byłem ministrantem w kościele Najświętszej Maryi Panny na Saskiej Kępie i niosłem sztandar św. Antoniego.

 

W wielu wywiadach podkreślał, że lubi majsterkować. – Jestem, jak to się mówi, talent niesłychany, tak zwana złota rączka, to znaczy i samochód, i stolarka, i hydraulika.

 

Ola Salwa

18.04.2014