Thriller Feliksa Falka już w kinach

„Enen” to utrzymana w konwencji thrillera opowieść o straconej tożsamości i odkrywaniu tajemnicy człowieka.


Młody psychiatra Konstanty Grot, w tej roli Borys Szyc, podejmuje się terapii jednego z pacjentów i ustalenia jego przeszłości. Teczka z dokumentacją choroby Pawła Płockiego (w tej roli Grzegorz Wolf) okazuje się prawie pusta. Grot postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczego pacjenta, a prawda, do której dociera, okazuje się szokująca.

 

Przed premierą rozmawialiśmy z reżyserem Feliksem Falkiem oraz aktorami – Borysem Szycem i

Grzegorzem Wolfem.

 

 

FELIKS FALK: Ten film stawał się thrillerem

 

Inspiracją do filmu było prawdziwe wydarzenie. Co Pana szczególnie zainteresowało w tej historii?

Feliks Falk: – Przedstawiono mi historię, na podstawie której miał powstać spektakl dla teatru telewizji. Nie było w niej wielu informacji, była właściwie tylko tajemnica człowieka, pytania: kim był, co się z nim stało, na co jest chory i jak można do niego dotrzeć, czy w ogóle można do niego dotrzeć, a jeśli można, to jakie informacje uda się uzyskać. Postawiłem sobie szereg pytań, starałem się szukać odpowiedzi, rozpoczął się proces twórczy – film ewoluował, dojście do ostatecznego kształtu zajęło sporo czasu.

 

Które emocje w filmie są dla Pana najważniejsze – relacja między psychiatrą a pacjentem czy otwieranie się Płockiego na świat?

– Ważne jest dla mnie to, jak ten człowiek się rozwija. On czuje cały czas wiszące zagrożenie. Najsilniejsze emocje pojawiają się, kiedy zbliżamy się do finału, kiedy dowiadujemy się, kim on naprawdę był, jakie były jego relacje z ludźmi 20 lat wcześniej, kto dokonał wyboru, który my teraz mamy osądzić.

 

Dlaczego wybrał Pan Borysa Szyca do głównej roli?

– To aktor niespokojny, bardzo wyrazisty, trochę w stylu amerykańskim. Na tle innych aktorów wyróżnia się pewną dynamiką, temperamentem, energią. Szukałem kogoś takiego, żeby ta postać nie była statyczna.

 

Czy „Lot nad kukułczym gniazdem” jest panu szczególnie bliski?

– Oczywiście. To genialne kino. Ja się z nim nie porównuję. Specjalnie w pewnym momencie odwołuję się w prześmiewczy sposób do filmu Formana, żeby nabrać dystansu, żeby nikt nie pomyślał, że ja chcę ten film kopiować.

 

Dlaczego postanowił Pan zrobić thriller?

– Film stawał się thrillerem w kolejnych wersjach scenariusza. Myślę, że w Polsce takiego prawdziwego thrillera nie jesteśmy w stanie zrobić. Ale jeśli mamy w filmie jakieś zagrożenie, które cały czas wisi w powietrzu, nie wiemy do końca, jak się zachowają bohaterowie i jakie kryją tajemnice, to tworzy pewne napięcia i jest ciekawie.

 

 

BORYS SZYC: Największa zabawa dla aktora to zmienianie się

 

Dlaczego zdecydował się Pan na udział w tym filmie?

– Z kilku powodów. Na pewno ważna była postać Feliksa Falka. Spotkaliśmy się dużo wcześniej, przy okazji „Komornika”, padła nawet propozycja zagrania tej roli. Później zmienił się scenariusz, postać stała się starsza i zagrał to Andrzej Chyra. Ale między mną a reżyserem pozostała nić porozumienia i obietnica, że będzie się trzeba spotkać i razem coś zrobić.
Po jakimś czasie dzwoni Feliks i mówi, że ma scenariusz napisany z myślą o mnie. Dla aktora taki start do filmu jest niezwykle mobilizujący. Zwłaszcza, że jak się okazało, to postać, która nie powiela niczego, co dotychczas zrobiłem. To jest dla aktora kolejny argument, żeby się pokazać w nowej postaci.

 

Czy rolą w „Enenie” chciał Pan zmienić swój wizerunek rozrywkowo-dresiarski z poprzednich ról filmowych?

– Tak samo filmem „Wojna polsko-ruska” chciałem zmienić wizerunek Niemca z „Twierdzy Szyfrów”, a filmem „Testosteron” wizerunek więźnia z „Symetrii”. Każdym filmem chcę pokazać coś nowego. Ja się szybko nudzę. A największa zabawa dla aktora to zmienianie się.

 

 

GRZEGORZ WOLF: Jak się wywołuje diabła, to on czasem przychodzi

 

Jak Pan się przygotowywał do tej roli?

– Rozmawiałem z reżyserem, chodziłem do półotwartego zakładu psychiatrycznego w Warszawie na ul. Dolnej. Reżyser chodził za mną i mówił: patrz, patrz. Ja mu trochę uciekałem, chciałem wejść między tych biednych, chorych ludzi – starałem się uruchomić swoją empatię i jakby wtopić się to miejsce, być jednym z nich. Wydaje mi się, że to się udało. Były momenty, kiedy czułem, że odpływam, zatracam się w tej chorobie.
Przeczytałem też „Schizofrenię” Antoniego Kępińskiego, który rozkłada chorobę psychiczną na kawałki, chociaż, oczywiście, posługuje się pewnym domniemaniem. Choroba psychiczna nie jest poznana w 100 procentach.

 

Nie bał się Pan wejść w świat choroby psychicznej?

– Bałem się, chociaż wiedziałem, że jestem raczej zbyt gruboskórny i szorstki, żeby zapaść się w taki stan odjazdu, odlotu. Myślę, że gdybym był chory psychicznie, to ta choroba już by się wcześniej ujawniła. Więc nie bałem się, że to mnie gdzieś dorwie, ale to jest tak jak z diabłem – jak się go wywołuje, to on czasami przychodzi.

 

Ta rola to było wyzwanie?

– Oczywiście, że tak. To moja pierwsza taka duża rola, cholernie atrakcyjna. Zagrać człowieka, który jest chory psychicznie, zamknięty w sobie, oddać ten stan zapaści, to wyzwanie dla aktora. A druga rzecz to wystąpić u takiego reżysera.

 

Czy musiał Pan jakoś odreagować tę rolę?

– Oj, odreagowywałem (śmiech).

Rozmawiała Magda Dębińska

 

04.09.2009

Galerie zdjęć