Pokaz prasowy "Ślubów panieńskich"

Śluby panieńskie

 

4 października w warszawskim kinie Kultura odbył się pokaz prasowy filmu „Śluby panieńskie” w reżyserii Filipa Bajona. Po projekcji twórcy filmu spotkali się z publicznością i dziennikarzami.

 

Moderatorem rozmowy był Ryszard Jaźwiński. – W filmie w bardzo delikatny sposób zarysowana jest współczesność, ale jednocześnie nadaje to pewnego dystansu do samego dramatu Fredry – sugerował prowadzący spotkanie. – Ja myślę, że był to pewien rodzaj takiego sprawdzianu Fredry, czy pewien rodzaj myślenia na temat relacji męsko-damskich przy pomocy tego typu języka, przy pomocy pewnych zachowań. Chciałem sprawdzić, czy on dalej ma pewną siłę, czy może dalej funkcjonować, przylegać w jakiś sposób do współczesnych relacji (…) zastanawiałem się, przez chwilę, jak te fredrowskie pary mogłyby się teraz ze sobą połączyć, bez kontraktów, bez wstępnego ustalania, w sposób jak najbardziej naturalny – tak o swoich motywacjach opowiadał na początku spotkania Filip Bajon. 

 

– Ja to najpierw napisałem źle, ja to napisałem rzeczywiście współcześnie. I mnie się nie podobało, wiedziałem, że jest gdzieś jakiś błąd. Kiedy zobaczyłem aktorów próbujących role – zrobiliśmy dwa tygodnie prób – i zobaczyłem, jak oni próbują a jednocześnie, jak oni się między sobą prywatnie zachowują, jak to jedno przenosi się na drugie – współczesność na Fredrę i Fredro na współczesność – to ja wtedy zrozumiałem, że ta współczesność też powinna być ujęta językiem Fredry i też aktorzy powinni to mówić w kostiumach (…). to była taka moja próba sprawdzenia Fredry. Moim zdaniem Fredro się zdecydowanie obronił – powiedział reżyser o próbach łączenia w swoim filmie kostiumu z epoki z elementami współczesnymi ze świata dzisiejszego widza „Ślubów”.

 

Na konferencji byli obecni także aktorzy grający główne role: Marta Żmuda-Trzebiatowska (Klara), Anna Cieślak (Aniela), Edyta Olszówka (Dobrójska), Borys Szyc (Albin), Robert Więckiewicz (Radost) i Maciej Stuhr (Gustaw). Dziennikarze pytali ich przede wszystkim o to, jak odnaleźli się w kostiumowej konwencji obrazu i czy mieli możliwość improwizowania. Odtwórcy głównych ról dzielili się anegdotami z planu i spierali o to, która ze szkół teatralnych w Polsce lepiej przygotowuje do grania tekstów Fredry.

 

– Dobrze, że mieliśmy ten okres przygotowawczy, o którym mówił Filip Bajon, bo mówienie wierszem nie jest sprawą najprostszą i zawsze jest taki pierwszy moment, kiedy ten wiersz przeszkadza w wyrażeniu tego co by się chciało powiedzieć i dopiero jak się nad tym solidnie popracuje to gdzieś przychodzi taki moment, prawie niezauważenie, kiedy ten wiersz zaczyna aktorowi pomagać, a nie przeszkadzać. Od początku naszą ambicją było, aby ten wiersz mówić jednak klasycznie, ze wszystkimi zasadami jakie obowiązują, a jednocześnie bardzo chcieliśmy to mówić współcześnie (…). Warstwy improwizacyjne głównie powstawały podczas prób, dużo gadaliśmy na ten temat, Filip podpatrywał i z tej wspólnej, siedmioosobowej burzy mózgów potem już wynikały konkretne sytuacje – powiedział Maciej Stuhr.

 

O pracy na planie tak mówiła Edyta Olszówka: – Czasami jest tak, że aktor jest tak bardzo przez reżysera prowadzony, że nie daje mu się jakiejkolwiek wolności na swoje pomysły, na własną interpretację. Tutaj, przy tym spotkaniu byłam zaskoczona, że pan Filip Bajon był na tyle odważny i na tyle gotowy i na tyle otwarty, że na niektóre pytania był w stanie odpowiedzieć „nie wiem” i takie „nie wiem” ze strony reżysera daje z kolei ogromne możliwości aktorowi, który może proponować, który może przedstawiać własne spojrzenie na postać i to było dla mnie niesamowite, że przy takim tekście, który jest trudnym tekstem, przy wierszu, przy sztuce która gdzieś tam już na pewno nie jest sztuką współczesną (…) jest ktoś, jest kapitan który prowadzi ten statek i który czasami mówi, że spróbujmy, niewiadomo w która stronę, spróbujmy, może coś z tego wyjdzie. I to było wielkie i za to bardzo dziękuję.

 

Młodzi aktorzy podkreślali, że niejednokrotnie przy pracy korzystali z rad starszych partnerów z planu – np. Wiktora Zborowskiego, gdyż najtrudniejsze było, ich zdaniem pokazanie prawdziwych emocji mówiąc wierszem. Marta Żmuda-Trzebiatowska i Anna Cieślak podkreślały, że znakomicie im się grało postaci historyczne w kostiumach z epoki, a trudnością była nauka jazdy konnej. Krytycy obecni na konferencjii podkreślili wielką dbałość o szczegóły scenografii oraz kostiumów. Reżyser podkreślił, że dużą inspiracją przy realizacji „Ślubów panieńskich” były dla niego adaptacje literatury Jane Austen.

 

– Język, jest taki jaki jest, fredrowski, natomiast to wszystko co między tymi postaciami się dzieje właściwie się nie zmieniło. To było dla mnie kluczem. Nie musieliśmy wymyślać w jaki sposób on na przykład poda jej rękę – poda jej tak samo, jak dzisiaj by jej podał, w niektórych środowiskach oczywiście – powiedział Robert Więckiewicz. – Myśmy to nazwali takim pewnym tokowaniem, w gruncie rzeczy to się niewiele zmieniło. Najważniejsza jest relacja. Najważniejsze jest co? Podstawowy motor, podstawowy napęd, czyli po prostu przemożna, nie do okiełznania chuć i właściwie myśmy tego szukali przez cały czas i mam nadzieję, że to po prostu widać – w spojrzeniach, w obniżonym tonie głosu. Co tu dużo mówić, Fredro był dużym świntuchem i tam pewne rzeczy są zakamuflowane no i wielką przyjemność mnie osobiście sprawiało rozszyfrowywanie tych znaczeń – dodał aktor, który wcielił się w rolę Radosta.

Film trafi do kin 8 października, w 155 kopiach. „Śluby panieńskie”, co podkreślił na konferencji producent filmu Zbigniew Domagalski, będą miały dystrybucję amerykańską – 17 października odbędzie się premiera w Chicago, a 23 października film obejrzą widzowie w Nowym Jorku.

 

06.10.2010