Wojciech Smarzowski - autor wnikliwy

Tak naprawdę robię filmy, bo coś mnie tutaj uwiera, coś mnie w tej rzeczywistości boli. Nie jestem jednak na tyle naiwny, żeby sądzić, że filmy mogą zmieniać świat – mówił Wojciech Smarzowski w wywiadzie dla „Dziennika Bałtyckiego” (2012).

Niepodrabialny styl

Wojciech Smarzowski – skrajny pesymista? Na pewno autor wnikliwie przypatrujący się polskiemu społeczeństwu. Dziś widzowie wybierając w kinie film jego autorstwa niekoniecznie kierują się tematem, gatunkiem danego obrazu czy rozgłosem. Idzie się po prostu na „kino Smarzowskiego”. W dniu 50. urodzin reżysera próbujemy zdefiniować jego niepodrabialny styl, w którym bezpardonowo łączy się (czasami czarne) poczucie humoru i groza.

Bezkompromisowość twórcza

– Siła kina Wojtka Smarzowskiego polega nie tylko na jego temacie, inteligentnej prowokacji, ale przede wszystkim na bezkompromisowości twórczej. Smarzowski chadza własnymi ścieżkami, nie ulega pokusom komercyjności, ale też nie kręci filmów hermetycznych, niezrozumiałych. Mówi językiem jasnym dla wszystkich, ale zarazem bardzo dosadnym i wyrazistym. Własnym! – podkreśla Dagmara Romanowska, krytyk filmowy. – Smarzowski podejmuje ciekawe, często mroczne zagadnienia, grzebie w „polskiej duszy”, ale może też i, po prostu, w „ludzkiej duszy”. Słucha swojej intuicji, ma rzadko spotykane wyczucie opowieści filmowej i aktora. To reżyser, który jak nikt inny trafia w sedno sprawy. Jego kino wciąga i zostawia po sobie ślad – chyba w każdym widzu.

Nie ma lekko

Smarzowski? Ze Smarzowskim nie ma lekko, oj nie. Raczej jest ciężko, ostro, mocno, po pysku i po bandzie. Ale chłop to do tańca, i do różańca, a do tego zawsze blisko człowieka i pochylony nad człowieka losem. Człowiek, tak się składa, jest głównie Polakiem, a los jest losem Polaka. Blisko z nim więc, ale jednak bez podania pomocnej dłoni, by podsadzić gdzieś na wyżyny, ukoronować i wynieść do poziomu ikony wśród narodów. Trochę raczej ściągnąć za ubłoconą nogawicę na ziemię, bo gdzie się tam pcha z buciorami – mówi o twórczości polskiego reżysera Kaja Klimek, publicystka popkulturowa.

„Róża” – film o miłości

– Zawsze chciałem zrobić film o miłości no i teraz mam okazję – mówił na planie „Róży” Wojciech Smarzowski. Główną rolę w tym filmie powierzył Marcinowi Dorocińskiemu. – Pasował mi do ogólnej koncepcji. Chodziło mi i nam, żeby sprzedać postać takiego bohatera, człowieka przedwojennego. I Marcin idealnie się do tego nadawał – podkreślał reżyser. Warto dodać, iż za rolę Tadeusza aktor Marcin Dorociński otrzymał już pięć nagród, w tym dwie na zagranicznych festiwalach.

Rola przeżyta głęboko

– „Róża” to jest takie moje ukochane dziecko teraz (…). Moją rolę mam cały czas głęboko w sobie, bo ją przeżyłam. To był długi okres zdjęciowy, lato, jesień, zima. Cały czas moja głowa pracowała (…). Rzeczy które tam miałam do zagrania nie chodzi o to, czy były łatwe czy trudne – były ciężkie do przeżycia. To jest takie fajne, kiedy człowiek może się „wkręcić” i ja w tą Różę myślę weszłam bardzo sobą (…) oddałam jej wszystko. Oczywiście bałam się wielu scen – mówiła w wywiadzie dla PISF Agata Kulesza podczas 36. FPFF w Gdyni. Aktorka za rolę Róży Kwiatkowskiej otrzymała m.in. Orła za najlepszą główną rolę kobiecą, Złotą Kaczkę dla najlepszej aktorki oraz statuetkę „Srebrnego Gladiatora” dla najlepszej aktorki na festiwalu w Durres.

Filmy, na które się czeka

– Widziałem tylko trzy jego obrazy: „Wesele”, „Dom zły” i „Różę”. Lubię jego filmy za to, że czekam na nie tak samo intensywnie jak na filmy Tarantino, Wesa Andersona, Mike’a Leigh, Zelenki czy innych moich zagranicznych ulubieńców. Lubię za tę miłą niewiadomą – że nie wiem czego dokładnie mogę się spodziewać, gdy siedzę w kinowym fotelu. Jednak zawsze wierzę, że będzie dobrze. Lubię jego filmy, bo tworzy kino autorskie, którego u nas jest bardzo mało, a do tego jego filmy są bardzo prawdziwe, odważne, eksperymentalne – mówi aktor Bartłomiej Firlet.

Zmysł obserwacji i wykorzystywanie humoru

– Uwielbiam za zmysł obserwacji i wykorzystywanie codziennego, przypadkowego humoru, co często tworzy tragikomiczny cudzysłów scen. Lubię za to, że robi filmy o nas – o Polakach i pijakach. I przede wszystkim lubię jego filmy za aktorstwo. W filmach Smarzowskiego aktorzy grają postaci, które rozumieją i czują, a to znaczy, że reżyser wie to co ma wiedzieć i podzielił się również tą wiedzą ze swoimi aktorami. Cenię go też za to, że u niego nie może zagrać każdy… i jednocześnie trochę go nie lubię za to, że tak mało potrzebuje mojego pokolenia w swoich filmach – może byłaby szansa również dla mnie. Ale co tam – to jego film, więc to on decyduje i za to lubię go najbardziej – dodaje Firlet (rocznik 1983).

Ulubiona scena?

– Smarzowski to twórca tej klasy, że wybór ulubionego filmu z jego dorobku przypominałby ciężką torturę. Żeby nie bolało, zdecyduję się na pojedynczą scenę, która stanowi bodaj najbardziej przewrotne nawiązanie do antykomunistycznej symboliki od czasu „Psów” Pasikowskiego. Mowa, rzecz jasna, o „Domu złym” i hordzie szturmującej sklep monopolowy z hasłem „Solidarność” na ustach. Smarzowski wstrząsa, ale nie stara się epatować skandalem. Zamiast tego leczy nas z uzależnienia od narodowych mitów i zanurza fałszywie pojętą czystość w swojskim, polskim błocie. Dzięki temu przynosi otrzeźwienie – mówi krytyk filmowy Piotr Czerkawski.

Od scenariusza do ostatecznej wersji

– Cenię go za sprawne posługiwanie się formą filmową. Ma wyraźną wizję, która prowadzi wiarygodnie od scenariusza do ostatecznej wersji. Można odnieść wrażenie, że próbował wszystkiego, rozwijał się wszechstronnie – jako scenarzysta, operator, reżyser. Świadczy to o chęci pogłębiania wiedzy na temat materii filmu i odwadze w stawianiu sobie wyzwań. Ma zmysł do dobrych aktorów: Jakubik, Kulesza, Dziędziel. Pamiętam tych aktorów głównie z kreacji w „Domu złym”, „Róży” i „Drogówce” – powiedziała Magdalena Wleklik, scenarzysta i reżyser.

Nigdy nie robię filmów dla nagród

– Nigdy nie robię filmów dla nagród – można usłyszeć w niejednym z wywiadów z Wojciechem Smarzowskim. Jednak jego filmy nagradzają zarówno organizatorzy festiwali, koledzy i koleżanki z branży filmowej (trzy filmy – „Wesele”, „Dom zły” i „Róża” to w sumie aż 18 Orłów i 14 nagród w Gdyni), ale także krytycy („Złota Taśma” przyznawana przez Koło Piśmiennictwa SFP zarówno dla „Domu złego” jak i „Róży”). Filmy Wojciecha Smarzowskiego wybierają również widzowie: 222,952 widzów na „Domu złym”, 428,780 na „Róży”.

Wierni widzowie w kinach i na festiwalach

Reżyser ma też wiernych widzów na festiwalach – publiczność Warszawskiego Festiwalu Filmowego nagrodziła Smarzowskiego w 2009 i 2011 roku jako autora najlepszej produkcji. „Wesele” (2004), „Dom zły” (2009) i „Różę” (2011) doceniano również za granicą, m.in. na festiwalu w Locarno (Wyróżnienie Jury Młodzieżowego dla „Wesela”), Nowym Jorku (nagroda dla producenta „Domu złego” podczas Brooklyn International Film Festival i nagroda za najlepsze zdjęcia do filmu „Róża” w kolejnej edycji tej imprezy) oraz Tallinie (Wyróżnienie Specjalne Jury dla „Róży” za głębokie i wrażliwe przedstawienie tragicznego okresu w historii Wschodniej Europy).

 

Marta Sikorska

18.01.2013

Galerie zdjęć