Rozmowa z Chrisem Fujiwara

Podczas 39. Festiwalu Filmowego w Gdyni rozmawialiśmy z Chrisem Fujiwara – jedynym zagranicznym członkiem jury Konkursu Młodego Kina, dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Edynburgu w latach 2011-2014.

 

PISF: Jaki obraz Polski wyłania się z 25 krótkich filmów, które zobaczył Pan podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni?

 

Chris Fujiwara: Obraz Polski w filmach jest oczywiście bardzo zróżnicowany, ale może bardziej interesującą kwestią jest obraz polskiej kinematografii, ponieważ są to filmy nadchodzącej generacji polskich reżyserów, w których uderzyło mnie kilka rzeczy. Oglądam wiele filmów krótkometrażowych z całego świata i mam wrażenie, że poziom krótkich filmów realizowanych tutaj, jest znacznie wyższy niż generalnie na całym świecie. Przede wszystkim poziom kompetencji technicznych – jakości zdjęć czy projektowania dźwięku – jest bardzo wysoki. Większość lub wszystkie filmy były bardzo wyszlifowane. Ale to nie jest główna rzecz, która mnie interesuje. Jestem bardziej zaciekawiony wizją reżysera i jego zdolnością do pracy z formą filmową. W konkursie znalazło się wiele filmów, których reżyserzy chcieli przekazać naprawdę mocny pomysł, np. związany z młodością czy rodziną. Oczywiście jest to esencjonalne dla krótkiego filmu, w którym wszystko musi być opowiedziane bardzo zwięźle i konkretnie. W niektórych z tych filmów – nie wszystkich, ale z pewnością nagrodzonych – odnalazłem wielkie wyczucie kina, silną wyobraźnię formalną. Część obrazów była z formalnego punktu widzenia naprawdę zdumiewająca, spójna w jakości wrażeniowej i odczuwania czasu i przestrzeni.

 

Podsumował Pan walory tych filmów. Jakie były słabe strony?

 

Czasami reżyser miał pomysł na to, co chciał zrobić, ale w zasadzie to było jedyne, co miał. W filmach słabszych wykonanie było nierówne, nie znalazłem wyczucia formy, klarownego wrażenia czy konstrukcji. Nie powinno się za bardzo polegać na swojej personalnej wizji, fantazji czy opierać filmu na ekscentryczności.

 

Czyli Pana sugestia dla młodych jest taka, żeby robili filmy o swojej najbliższej rzeczywistości czy kawałku świata, który naprawdę znają?

 

Na początek tak, ponieważ wtedy masz nie tylko swój własny pomysł, ale możesz go jeszcze odnieść do szczegółów, które są konkretne, bogate i pełne znaczenia. Nawet jeżeli tworzysz całkowitą fantazję, powinieneś tak odczuwać świat pokazywany w filmie, jakby był twoim światem. A musisz go uczynić swoim światem przez szczegóły, którymi go wypełniasz i sposobem, w jaki go filmujesz.

 

Jakie walory zauważył Pan w filmach, które zostały nagrodzone przez jury?

 

„Mleczny brat” jest wspaniałym dziełem, które przywołuje krajobraz, styl życia i doświadczenia o charakterze osobistym w sposób, który jest wyjątkowo bogaty i gęsty. Film jest wysoce precyzyjny w kontekście poczucia czasu i miejsca. Z kolei „Fragmenty” są bardzo wyrafinowane. Reżyserka dokładnie wie, co chce zrobić, a każdy szczegół kompozycji, stylu i wykonania jest niezwykle właściwy.

 

W filmach krótkometrażowych osobiście rzadko jestem w stanie zaangażować się w historię czy bohaterów emocjonalnie, ponieważ jest zwyczajnie za mało czasu. Czy Pan również ma ten problem i czy w ogóle postrzega to Pan jako problem?

 

W krótkim filmie ciężko jest wygenerować głębokie zaangażowanie ze strony widza, chyba, że reżyser jest bardzo klarowny, precyzyjny i oddany jednemu silnemu obrazowi lub pomysłowi. Wiele krótkich filmów czy historii jest opartych na takiej koncepcji. Oceniając film niekoniecznie jestem skoncentrowany na emocjonalnym wpływie na mnie w rozumieniu takim, że np. płaczę, ale chcę zobaczyć, że w filmie jest coś, co pracuje w zakresie tonu i wrażliwości lub upływu czasu.

 

Co by Pan po tych pokazach powiedział o polskich szkołach filmowych? Czy uważa Pan, że przygotowują swoich studentów do zaistnienia w przemyśle?

 

Mam taką nadzieję. Jest wielu ludzi, którzy chcą reżyserować. Pytanie, ile jest dla nich miejsca. Jeśli Polska produkuje 40 pełnometrażowych filmów fabularnych rocznie, oznacza to, że jest miejsce dla 40 reżyserów. A każdego roku przybywają nowi ludzie, którzy chcą dołączyć do grona uznanych już twórców. Jestem w pełni przekonany, że część reżyserów, których filmy tu widziałem, m.in. twórcy nagrodzonych obrazów, będzie kontynuować robienie filmów fabularnych. Część być może nie. Nie posiadam szczegółowych informacji dotyczących przygotowania w szkołach filmowych, ale wyczuwam, że studenci uczą się tu doceniania bardzo bogatej tradycji filmowej w Polsce. Przynajmniej mam taką nadzieję.

 

Był Pan jedynym zagranicznym członkiem jury. Czy miał Pan kompletnie inny punkt widzenia od pozostałych?

 

Nie. Bardzo szybko odnaleźliśmy poczucie wartości, które było wspólne nam wszystkim. Oczywiście istnieją w filmach pewne aspekty kulturowe, do których podchodziłem jak outsider.

 

Czy te filmy były dla Pana uniwersalne czy zbyt polskie – lokalne, zamknięte?

 

Nie były dla mnie na tyle lokalne, żebym nie mógł w nie wejść. Myślę, że większość z tych filmów opowiadała historie dość łatwe do transpozycji, zrozumiałe i mogące się wydarzyć w innym kontekście narodowym. Polskość zapewne bardziej wyłania się przez szczegóły w zachowaniu czy wyrażaniu się.

 

Czy myśli Pan, że te filmy były robione dla ludzi w podobnym, co twórcy wieku czy miały szersze możliwości?

 

Większość z nich na pewno miała szersze możliwości. Niektóre z filmów odczuwa się bardziej młodzieńczo, bo mają młodszych bohaterów, ale wiele z tych obrazów przestawia bohaterów starszych od twórców – tak zakładam. Zresztą, kto ogląda krótkie filmy? Jeśli robisz etiudę, prawdopodobnie masz nadzieję, że zostanie ona pokazana na festiwalach, ewentualnie w kinach lub w telewizji, ale przede wszystkim liczysz na to, że zobaczą ją ludzie, którzy finansują filmy i zainteresują się tobą na tyle, żeby zrobić twój kolejny obraz. Z tej perspektywy ma sens zrobienie etiudy, która spodoba się dość zróżnicowanej publiczności.

 

Jaki jest powód tego, że niewiele filmów młodych polskich twórców trafia do programu festiwalu w Edynburgu? Czasem znajdziemy dwa filmy w programie, czasem ani jednego.

 

Byłem dyrektorem artystycznym trzech festiwali w Edynburgu. Wydaje mi się, że mieliśmy dwa polskie filmy w 2012 roku, jeden w zeszłym i jeden w tym roku. To niewielka ilość, ale z drugiej strony pokazujemy na festiwalu 100, może 120 filmów fabularnych. Nigdy nie myślałem w kategoriach ilości filmów z różnych krajów. Chciałem po prostu pokazywać najbardziej interesujące filmy z całego świata. Czasem Edynburg nie może pokazać filmu, bo jego premiera odbędzie się w Londynie lub na innym brytyjskim festiwalu. Wymogiem festiwalu w Edynburgu jest brytyjska premiera filmu.

 

Rozmowę przeprowadziła Kalina Cybulska

25.09.2014