Wywiad z Francisco Pérez Laguną

36. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni odwiedziło w tym roku wiele osób spoza Polski. Byli to dziennikarze, selekcjonerzy światowych festiwali i przedstawiciele branży filmowej. Rozmawialiśmy z Francisco Pérez Laguną – selekcjonerem Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Mar del Plata (Argentyna).

 

Odbywający się w Mar del Plata festiwal jest jedynym wydarzeniem filmowym w Ameryce Południowej klasy „A”, którą nadaje imprezom filmowym FIAPF. Początki festiwalu w Mar del Plata sięgają roku 1954. Warto pamiętać, że na tej imprezie kilkukrotnie nagradzano polskie filmy. Podczas ubiegłorocznej edycji film Jerzego Skolimowskiego „Essential Killing” zdobył główną nagrodę (Astor de Oro), a nagrodę dla najlepszego aktora (Astor de Plata) otrzymał Vicent Gallo, grający w obrazie Jerzego Skolimowskiego główną rolę. „Essential Killing” zostało wyróżnione także nagrodą Stowarzyszenia Argentyńskich Krytyków Filmowych.

 

PISF: Jak długo pracuje pan jako programator MFF Mar del Plata w Argentynie?

Francisco Pérez Laguna: Przy programowaniu festiwalu pracuję od 15 lat. Zaczynałem jako asystent przy produkcji tej imprezy. Wcześniej pracowaliśmy w zespole 11-osobowym, teraz filmy na cały festiwal wybiera 6 osób. Dzielimy się pracą, mając tak wiele filmów do obejrzenia. Mamy dwie sekcje konkursowe: międzynarodową i konkurs kina latynoamerykańskiego, oprócz tego co roku planujemy dodatkowe sekcje, do których filmy dobieramy w zależności od tego co nas zainteresowało w danym roku. Oczywiście nad wszystkim pieczę sprawuje dyrektor festiwalu José A. Martinez Suarez.

 

Ile festiwali rocznie pan odwiedza? Czy są to duże imprezy czy raczej małe prezentacje krajowych kinematografii?

Jak już wspomniałem jest nas kilka osób pracujących przy festiwalu i każdy z nas jedzie raz w roku na festiwal klasy „A”. Dla mnie ten rok jest szczególny – nie dość, że byłem na festiwalu w Guadalajarze w Meksyku to jeszcze byłem w Pekinie na festiwalu klasy „A” i teraz jestem w Gdyni. Jest to więc wyjątkowy rok, jeśli chodzi o podróże. Do Guadalajary wybrałem się razem z dyrektorem Warszawskiego Festiwalu Filmowego i tam razem wybieraliśmy filmy na nasze festiwale.

 

Co sprawiło, że przyjechał pan na 36. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych do Gdyni?

W ubiegłym miesiącu byłem na festiwalu w Pekinie i tam dyrektor Warszawskiego Festiwalu Filmowego oraz Jacek Bromski zaprosili mnie na festiwal w Gdyni, żebym zobaczył, co nowego w polskim kinie.

 

Nie jest to pana pierwsza wizyta w Polsce. W 2007 roku gościł pan w Warszawie na festiwalu filmowym. Jak pana zdaniem zmienia się kino polskie?

To bardzo trudne pytanie. Podczas pobytu na festiwalu w Gdyni obejrzałem do tej pory 8 filmów i jestem pod ogromnym wrażeniem, szczególnie filmu „Sala samobójców”, która jest na światowym poziomie i w niesamowity sposób korzysta ze współczesnych technik animacji i miesza ją z warstwą fabularną. Ale również z wielką chęcią i wielką radością wracam do takich reżyserów jak Lech Majewski czy Wojciech Smarzowski i oglądam jak się rozwijają, jakie robią teraz filmy. To dla mnie wielki prezent, móc oglądać te filmy i przy okazji spotkać tutaj takich ludzi jak choćby Andrzej Wajda.

 

Porozmawiajmy o tym, jak odbiera pan te najnowsze produkcje polskie tutaj na festiwalu – jakie filmy, role zrobiły na panu największe wrażenie?

Najbardziej poruszyły mnie „Młyn i krzyż” oraz „Sala samobójców”. Ten pierwszy jest szczególnym dziełem i jestem pod jego wielkim wrażeniem. Jeśli chodzi o role aktorskie to jestem pod wielkim wrażeniem roli chłopca w filmie „Ki” i roli Jakuba Gierszała w „Sali samobójców”. Jednak nie widziałem jeszcze wszystkich konkursowych tytułów.

 

Jak odbiera pan atmosferę festiwalu w Gdyni jako gość przybyły z tak daleka?

Pierwszy dzień był straszny, bo jednak zmiana czasu i sama podróż są wycieńczające. Nie mogłem się na niczym skupić, ale już kiedy złapałem rytm to wsiąkłem bez problemów. Bardzo fajna atmosfera, są moi wszyscy znajomi z Warszawskiego Festiwalu Filmowego, moi znajomi z PISF. Bardzo dobrze się tutaj czuję. Chciałem przy okazji podziękować Instytutowi za to, że nas wsparł w ubiegłym roku – pomógł nam sprowadzić filmowców, których filmy prezentowaliśmy. Poza „Essential Killing” prezentowaliśmy także „Różyczkę”, „Erratum” i „Jutro będzie lepiej”. Wszyscy twórcy przyjechali, co zawsze pomaga w kontakcie z publicznością. Za to bardzo dziękuję, a także za retrospektywę Polskiej Szkoły Filmowej, jaką wraz z PISF robiliśmy 3 lata temu i która bardzo się spodobała i zgromadziła mnóstwo widzów.

 

Z filmów, które do tej pory obejrzał pan podczas 36. FPFF które chciałby pan zabrać do Argentyny, pokazać przyjaciołom? Które z nich zostałyby tam dostrzeżone, zrozumiane? Które mogłaby polubić publiczność w pańskim kraju?

Nie mogę powiedzieć jeszcze jakie dokładnie byłyby to tytuły, zostały mi jeszcze do obejrzenia 4 filmy z Konkursu Głównego. Na pewno byłoby to sporo filmów, bo jestem pod dużym wrażeniem tego, co udało mi się zobaczyć dotychczas. Chciałbym też pokazać te filmy przyjaciołom, którzy razem ze mną układają program festiwalu w Mar del Plata i poznać ich opinie.

 

Obok selekcji przeprowadzanej przez programerów wiem, że ogłaszają państwo co roku nabór filmów. Jakie filmy najchętniej wybieracie państwo do programu festiwalu? Do kiedy można je zgłaszać?

Cały czas można nadsyłać filmy. Współpracujemy z Polskim Instytutem Sztuki Filmowej i właśnie PISF czuwa, aby wszystkie filmy będące w postprodukcji do nas docierały. Natomiast jeśli ktoś chciałby zgłosić niezależną produkcję ma taką możliwość do końca sierpnia. We wrześniu zakończymy proces selekcyjny. Czasami film trafia do programu w ostatniej chwili – tak było w przypadku „Essential Killing”, które potem wygrało festiwal. Zachęcam do nadsyłania filmów, bardzo nam się podoba polskie kino w Argentynie. Też zawsze informuję producentów kiedy gdzieś przyjeżdżam, jeśli nie mogę zobaczyć danego tytułu to proszę ich o kopię dvd. Warto wspomnieć, że nie wymagamy by pokaz filmu na Mar del Plata był pokazem premierowym – najważniejsze, by pokaz danego filmu był pierwszym w naszym kraju i regionie. Wystarczy przypomnieć, że film Jerzego Skolimowskiego był wcześniej pokazywany w Wenecji i Toronto. Jedynym wymogiem jest, by film był wyprodukowany w 2011 roku.

 

Jak festiwal Mar del Plata wygląda od strony rynkowej? Czy przyjeżdżają tam dystrybutorzy, agenci sprzedaży? Czy zdarza się, że po festiwalu film trafia do dystrybucji w Argentynie czy sąsiednich państwach?

Na samym festiwalu nie ma targów, natomiast zaraz po festiwalu odbywają się targi „Ventana Sur” w Buenos Aires. Specjalnie są organizowane tuż po festiwalu, by goście naszej imprezy mogli je jeszcze odwiedzić. Przykładem polskiego filmu, który miał ostatnio dystrybutora był „Katyń”. Niestety, tych filmów jest strasznie mało. Problemem np. dla europejskich dystrybutorów i twórców jest też to, iż „Ventana Sur” jest marketem otwartym bardziej na filmy z regionu. To europejskie firmy nabywają tam prawa do filmów latynoamerykańskich. Natomiast na samym festiwalu jedną z nagród dla prezentowanych filmów jest dystrybucja danego tytułu w Argentynie.

 

Jest pan z wykształcenia reżyserem. Czy to sprawia, że patrzy pan na filmy w jakiś szczególny sposób? Co panu podoba się w kinie?

W odbiorze filmów staram się kierować emocjami, zawierzam temu, jak spontanicznie reaguję na film, nie chcę nigdy kalkulować ani zastanawiać się nad aspektami np. potencjału komercyjnego. Kiedy poczuję, że film mi się podoba to potem dany tytuł znajdzie się na festiwalu. Nie interesuje mnie, czy w obsadzie jest jakiś gwiazdor. Nawet jeśli jest jakiś konflikt między mną a innymi selekcjonerami to jestem w stanie walczyć o dany tytuł, jeśli mnie dotknął, poruszył. Jest nas sześcioro pracujących przy programie i każdy z nas ma totalnie różny gust filmowy, kompletnie różny i czasem potrafimy toczyć w gruncie rzeczy jałowe dyskusje niemal do rana. Można zwariować (śmiech). Jednak jest to bardzo inspirujące i budujące. Przez to rezultat selekcji jest ciekawy.

 

Rozmawiała Marta Sikorska. Tłumaczenie Małgorzata Janczak.

11.06.2011