Zmienić absolutnie wszystko

Rozmawiamy z Agnieszką Woszczyńską, absolwentką Szkoły Filmowej w Łodzi – której działalność jest współfinansowana przez PISF – reżyserką filmu dyplomowego „Fragmenty” – fabularnej historii młodej pary bohaterów próbujących odnaleźć się w świecie łatwego konsumpcjonizmu. Film jest pokazywany w konkursie współfinansowanego przez PISF festiwalu „Łodzią po Wiśle”, który odbywa się w Warszawie w dniach 25-26 kwietnia. Dostał się też prestiżowej sekcji Quinzaine des Réalisateurs w Cannes.

Pierwsze Ujęcie PISF: Film „Fragmenty” zakwalifikował się do Quinzaine des Réalisateurs w Cannes. Gratuluję! Trafiają tam filmy odważne, autorskie, pokazujące bardzo indywidualny punkt widzenia. Co jest dla pani najważniejsze w tej historii? Który jej przekaz jest najistotniejszy?

Agnieszka Woszczyńska: Kiedy pracowałam nad filmem, najważniejsze było dla mnie – a właściwie dla nas, bo bez Bartka Świniarskiego, autora zdjęć, nie powstałby taki film – aby przekazywać emocje i znaczenia w sposób wizualny, opowiadać obrazem a nie dialogiem, redukować co się da, bo dopiero w ciszy rodzą się istotne pytania i refleksje. A jakie konkretnie? To już zależy od widza z osobna, bo każdy w pewien sposób tworzy w swojej głowie własny film.

Przygniatający jest w tym filmie smutek i jakiś rodzaj bezruchu, z którego bohaterowie nie umieją się wyrwać albo nie uświadamiają sobie jeszcze takiej potrzeby. Czy dla pani jest to film o bierności, czy przeciwnie, dojrzewaniu do pewnych nieoczywistych i trudnych życiowych wyborów?

Anna i Adam są produktem pewnego świata, świata ze szkła i metalu, gdzie ludzie ze sobą nie rozmawiają, bo nie potrafią. Nikt ich tego nie nauczył. To świat, który jest poukładany z pewnych elementów, fragmentów, nie jest jednością. Wieczorny seks, poranny jogging, kawa, potem praca, kolacja – jeżeli jest na nią siła po pacy, ponownie seks, jogging. Anna zaczyna czuć się w tym poukładanym świecie obco, choć nie za bardzo rozumie, co się z nią dzieje. Problem polega na tym, że aby coś zmienić musiałaby zmienić absolutnie wszystko. Zacząć od samego początku, od uświadomienia sobie swoich potrzeb. A jest tak z tym obecnym stylem życia zasymilowana, że w ogóle nie szuka wyjścia dobrymi drzwiami, szuka go gdzieś po omacku, nie tam, gdzie trzeba. Krzywdząc przy tym innych.

 

Nie ma tu więc przemiany bohatera, bo Anna jest jak huba związana ze swoim obecnym światem. Jednak stan, w jakim jest, świadczy o tym, że coś jest nie tak, że coś jej nie odpowiada. Wydaje mi się, że końcowa scena odpowiada na pani pytanie – dając niestety tę bardziej pesymistyczną odpowiedź. A może tak nie jest, może się mylę.

Oby. Czy zatem film dyplomowy, podsumowujący edukację w Szkole, może być też rodzajem manifestu albo pokazania wyrazistego punktu widzenia twórcy? Czy myślała pani o tym w ten sposób? Czy raczej chodzi po prostu o to, żeby opowiedzieć ciekawą, dobrą historię?

Może powiem coś mało zachęcającego, ale to nie mocna, czy ciekawa historia jest we „Fragmentach” najistotniejsza. Bohater nie idzie tu od punktu A do punktu Z, przechodząc przemianę w punkcie P. Nie wie czego chce, nie ma celu – jak często w życiu. Nie ma punktów zwrotnych, napięcie nie narasta, jest cisza, czas i trwanie. Ale to nie forma dla samej formy – wtedy wszystko byłoby bez sensu. Filip Bajon, który był opiekunem filmu, dał mi całkowitą wolność. Czy jest to manifest? Ja nie mogę osądzać. Dla mnie ważny jest po prostu sposób opowiadania, który powoduje, że każdy widz na swój sposób coś poczuje, przemyśli. Narracja, która choć nie jest atrakcyjna, powoduje, że jednak coś nas uwiera i drapie. Jak nie uwiera, nie ma sensu robić kina. Czy to się udało czy nie, dowiemy się po projekcjach. Bardzo bym chciała.

Przed pokazami w Cannes czeka panią jeszcze spotkanie z warszawską publicznością na „Łodzią po Wiśle”. Czy ma pani tremę? Czy film był już wcześniej prezentowany na jakichś otwartych pokazach publicznych?

Nie licząc ekipy i znajomych, film został pokazany do tej pory jedynie na egzaminie w szkole filmowej. Publiczność festiwalu to głównie koledzy ze szkoły, a zawsze panowała między nami zasada szczerości za szczerość. Tak pewnie będzie i tym razem. Jestem bardzo ciekawa także kolejnych pokazów. Mam nadzieję, że odbiór będzie różnorodny, że będzie tyle refleksji i interpretacji, ile par oczu patrzących na ten film.

 

Rozmawiała Aleksandra Różdżyńska

 

Festiwal „Łodzią po Wiśle” oraz produkcja etiud Szkoły Filmowej w Łodzi jest współfinansowana przez PISF – Polski Instytut Sztuki Filmowej.

24.04.2014