Życie podwójne

Danuta Szaflarska, jedna z największych znakomitości aktorskich filmu i teatru, kończy 98 lat. Wciąż występuje w teatrze i filmie. Zachwyca naturalnością, poczuciem humoru i trzeźwym spojrzeniem na rzeczywistość. Od lat cieszy się uznaniem, sympatią i ogromnym szacunkiem u reżyserów różnych pokoleń.

Osoba pełna temperamentu

– Aktorstwo jest szaleństwem wyobraźni – tej sentencji aktorka jest wierna od ponad 70 lat. To, że kilka lat temu film dokumentalny zrobił o niej Stanisław Janicki, czyli twórca cyklu „W starym kinie”, może być mylące. Szaflarska mimo ukończonych 98 lat wciąż jest aktorką nowoczesną. Świetnie odnajduje się zarówno w spektaklach teatralnych jak i filmach. Garną się do niej reżyserzy starszego i młodego pokolenia. Wciąż jest osobą pełną temperamentu, świetnie opowiadającą o sobie i ludziach, z którymi dane jej było się zetknąć – na scenie, na planie filmowym, w życiu.

Marzenia, plany i przesądy

Od dzieciństwa marzyła, by zostać lekarzem. Sytuacja finansowa rodziny, śmierć ojca, pokrzyżowały te plany. Zdecydowała się na studia w Wyższej Szkole Handlowej w Krakowie. Na drugim roku na sylwestrowym balu spotkała kolegów z liceum, którzy studiowali w Warszawie. Namówili ją na studia aktorskie, które skończyła z wyróżnieniem. – W moim życiu często powtarza się liczba dwa – twierdzi aktorka.  -Urodziłam się w drugim miesiącu roku. Mam dwie daty urodzenia: rzeczywistą, 6 lutego i zapisaną w metryce, 20 lutego. Miałam dwóch mężów, mam dwie córki i dwoje wnuków. W liczbie przesądów nie wykraczam poza średnią krajową.

Czysta naturalność

– Jest takie mniemanie w teatrze, że Matkę Boską może grać aktorka, która prowadzi dość swobodny tryb życia. I wtedy jest gwarancja sukcesu. I odwrotnie: aktorki bardzo cnotliwe powinny grać ladacznice – mówił Gustaw Holoubek. – Danusia Szaflarska tej zasadzie zaprzecza. Od początku, kiedy ją pamiętam, jest istotą czystą. Całe jej życie to pasmo czystości. W każdym wyborze: w stosunku do swego życia, do innych ludzi, do ról które grała, była i jest jakaś czysta naturalność.

Podróże – wielka pasja

– Fascynowała ją turystyka wysokogórska, yachting, automobilizm – dodawał Erwin Axer – znakomity reżyser, wieloletni dyrektor warszawskiego Teatru Współczesnego. – W Izraelu kupiłam jako talizman mały dzwoneczek – wspomina aktorka. – Miał mnie chronić od złych intencji, złych zdarzeń. Niestety, nie zawsze działa. W swojej „Księdze wielkich życzeń” zapisałabym jedno – podróże. To oprócz tańca moja wielka pozaaktorska pasja. Zwiedziłam trochę świata. Zachwycałam się pustyniami Izraela, oczarowała mnie Jerozolima. Od lat marzę o podróży do Afryki, ale tę zostawiam sobie na kolejne wcielenie – mówiła aktorka w jednym z wywiadów.

W duecie z Jerzym Duszyńskim

Do historii naszego kina przeszła dzięki takim powojennym hitom jak „Zakazane piosenki” czy „Skarb”. Wtedy ją i jej szkolnego kolegę Jerzego Duszyńskiego okrzyknięto pierwszą parą amantów w powojennym kinie. – W „Zakazanych piosenkach” a potem w komedii „Skarb” moim partnerem był Jerzy Duszyński – wspomina Szaflarska. – Widzowie byli pewni, że jesteśmy parą także w życiu prywatnym, choć Jurek był mężem Hani Bielickiej, a dla mnie tylko bardzo serdecznym kolegą. W szkole teatralnej co środa stawaliśmy wszyscy w strojach gimnastycznych na scenie w blasku reflektorów. Profesorowi Aleksandrowi Zelwerowiczowi zależało na tym, by nas ośmielić, byśmy wykonując w przyszłości zawód aktorski pozbyli się wstydu. Nasze wzajemne przebywanie ze sobą spowodowało, że czuliśmy się niemal jak rodzeństwo i do głowy mi nie przyszło, by zainteresować się kolegą z roku. Co śmieszniejsze, to że Jurek jest przystojny uświadomiłam sobie dopiero… po obejrzeniu „Zakazanych piosenek” – mówi aktorka.

„Zakazane piosenki” i okupacyjna rzeczywistość

– Siła „Zakazanych piosenek” polegała na tym, że dobrze oddawały atmosferę życia w okupacyjnej Warszawie i świetnie pokazywały charakter jej mieszkańców – podkreśla Danuta Szaflarska. – Utwory, które się tam pojawiły, dobrze znałam z warszawskiej ulicy. Pamiętam tego skrzypka, którego potem zastrzelono, bo okazał się niemieckim szpiegiem. Sama mu nawet kiedyś wrzuciłam datek do kapelusza. Nie zapomnę, jak do niemieckich „szczekaczek” informujących o sukcesach armii hitlerowskiej włączyli się nasi i zagrali polski hymn. Miałam to szczęście, że nikt z moich najbliższych nie zginął, ani nie został ranny, ale gdy przypominam sobie ten czas, trudno mi dziś zrozumieć jak udało nam się przetrwać tę gehennę aż 63 dni. Dwa długie miesiące. Okazuje się, że człowiek jest w stanie przywyknąć do wszystkiego. Nabiera z czasem jakiejś twardości, odporności. Na dworze wciąż słychać było wybuchy, a w gmachu Architektury, przy Koszykowej odbywały się koncerty. Pamiętam, jak mąż, Jan Ekier, grał etiudę rewolucyjną Chopina, a kule wpadły przez okno i nawet nie przerwał grania.

Każda jej rola błyszczy jak kryształ

Był czas, kiedy pani Danuta nie była często obsadzana w filmach z powodu swego mało robotniczego emploi. Wtedy oddawała się teatrowi – grała na różnych scenach, zarówno w repertuarze dramatycznym jak i komediowym. Erwin Axer mówił o niej: – Każda jej rola błyszczy jak kryształ. Praca z nią należy do największych przyjemności reżysera. Ona jest tym kamertonem, który pozwala oceniać czystość gry całej orkiestry. Od 1982 roku, kiedy zagrała w „Dolinie Issy” w reżyserii Tadeusza Konwickiego, bardzo często pojawia się na planie filmowym. Oprócz tego dużo gra na deskach teatrów, m. in. u Grzegorza Jarzyny. – Przed Danutą Szaflarską mogę tylko paść na kolana. Trudno mi mówić o tak pięknym i szlachetnym człowieku, by nie popaść w banał. Żałuję, że pani Danusia nie zdecydowała się prowadzić szkoły aktorskiej, bo niejeden aktor mógłby się od niej wiele nauczyć – uważa filmowa reżyserka Dorota Kędzierzawska, która z myślą o Danucie Szaflarskiej zrobiła niezwykły film pod przewrotnym tytułem „Pora umierać”. Ostatnio możemy ją oglądać w głośnym filmie Władysława Pasikowskiego „Pokłosie”. Są też następne plany.

 

– W tym, co robię, staram się przede wszystkim zachować naturalność. Uważam, że nie ma sensu ukrywać na siłę wieku. Wszelkie próby odmładzania się podkreślają tylko, że się jest starym. Myślę, że trzeba się normalnie, spokojnie starzeć. Każdy wiek ma też swoje radości, nie tylko zmartwienia – twierdzi jubilatka.

20.02.2013